wtorek, 15 lipca 2014

{9} Przestań się marszczyć bo przegonisz Gargamela

Rano obudziła mnie. Niechętnie podniosłam się z łózka. Tori byłam już ubrana i gotowa. No tak. -Cała ona- pomyślałam.
-Już idę- mamroczę pod nosem i wstaję.
-No to rusz swoją sexi dupeczkę i lecimy do ciebie po rzeczy i na lekcje.
-Na pewno jesteś w stanie iść na lekcje?
-Tak. Mogę iść na te lekcje. Teraz jak już wiesz mogę iść. Jest mi lżej.
-Rozumiem. Dobra idę myć swoje kły.. Eee to znaczy zęby-Zaczęłam się śmiać z jej głupiej miny. Taaak Cała ja. Zawsze potrafię rozbroić człowieka. Dziewczyna wrzuciła do torby jakiś zeszyt i długopis i garść leków przeciwbólowych i spakowała sweterek. Ogarnęłam się z grubsza i zeszłyśmy na dół. Ciocia dała nam po wodzie gazowanej i po bułeczce.

* Tori*
 - Jak ci się układa z Mattem?- Pytam
- A jak ma się układać?-Pyta.
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie-zwróciłam jej uwagę na co ona zrobiła taką minę że nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać. - Przestań się marszczyć bo przegonisz Gargamela.
-Ejj. Garguś nie jest taki zły. -Zaprotestowała z udawaną urazą.
-Oj no misiu nie fochaj się.
- Nie zostaw mnie.-Odtrąciła mnie. To znaczy że jest urażona na prawdę.
-Dobrze jak chcesz. -mówię spokojnie. Jak nie to nie. Za 5,4,3,2,1
-Ej a tak w ogóle to co on ci robił
-Nie chcę o tym mówić teraz. Ani nigdy więcej- powiedziałam cicho.
-No dobra. Przepraszam.- Przytuliła mnie pod szkołą.
- Idę zapalić. Idziesz ze mną?
- Nie. Ale idź. Tylko wróć do mnie.
-Doobrze mamo.-Uśmiecham się i udaję się w moje miejsce żeby zapalić.  Usiadłam pod ścianą i odpaliłam papierosa. Zaciągałam się raz za razem kiedy przed moimi oczami pojawiłam się znajoma postać.
-A ty co tu robisz?
-A nie widać?-uśmiecham się. Chłopak kuca przede mną i całuje lekko na powitanie. Kucając tak przede mną zapalił swojego. - Przyjdziesz dzisiaj do mnie?
-A chcesz?
-Głupie pytanie.
-To przyjdę. Kiedy? Wieczorem czy po lekcjach?
-A jak sobie chcesz. Ale przyjdź.-przyciągam go do siebie i przytulam mocno.
-A jak się czujesz?
-Już lepiej. -Uśmiecham się.
-To dobrze.
- A ty możesz palić?- Pytam
- A ty możesz
-Ja mogę.
- Rozumiem. - Uśmiecha się lekko. Zadzwonił dzwonek.
-No to idziemy na lekcję- mówię. Pod klasą dołączyłam do Lili.
-Ulżyło ci już?
- Nie bardzo- Mówię całkiem poważnie.- Chyba w trakcie lekcji będę się zwalniać.
- Dlaczego co się dzieje?
- Jakoś źle się czuję.
-Chcesz już pójść zanim wejdziemy do klasy?-pyta zmartwiona patrząc mi w oczy
- Nie posiedzę. Ile dam radę wytrzymać to posiedzę- Uspokajam ją
-Jak chcesz- Mówi- Ale jak coś się będzie działo to mów mi od razu- Prosi -Będziemy działać.
-Dobrze.- Wchodzimy do klasy i nauczyciel widzi że coś się ze mną dzieje. Posyła mi nieme pytanie na co kręcę głową
- Dzień dobry klaso, Usiądźcie i wyjmijcie podręczniki. Zaczynajcie rozwiązywać zadania. W połowie lekcji wstałam z krzesła wzięłam rzeczy i wyszłam. wychodząc posłałam nauczycielowi przepraszające spojrzenie na co on skinął głową. Wyszłam ze szkoły i udałam się prosto do domu.
-Mamo.- Zaczynam. Ale to co widzę... Zatkało mnie. ON TU JEST!!! Ale jak?
- Gdzie ona jest?-Pyta łagodnie.
-Nic ci nie powiem. Jak będzie chciała się z tobą spotkać sama przyjdzie. A teraz zniknij z mojego życia raz na zawsze.
-Pytam się gdzie ona jest-Warknął i pchnął mamę. Ta poleciała i rozbiła głowę o kant ławy.
-Zostaw ją!-Krzyknęłam i podbiegłam do niej.
- O. Moja córeczka!
-Jak wyszedłeś na wolność?
- Uciekłem-Mówi spokojnie. Jak gdyby nic się nie stało
-Zaraz możesz tam wrócić. Wiesz że wystarczy jeden mój ruch i znikasz.
- Nie zrobisz tego tatusiowi.
- Nie jesteś moim ojcem.
-Nie?

-Nie-Sykęłam- Zejdź mi z oczy albo cie zabije. I nie będę  patrzeć na to czy mama mnie znienawidzi czy nie. Nie masz prawa zbliżać się do mojej rodziny Rozumiesz?-Do domu wpadła policja i skuła go. Wyprowadzili. Już zniknie. Mam nadzieję. Podeszłam do mamy.  Straciła dużo krwi a razem z nia przytomność. Zadzwoniłam po karetkę. Zabrali ją. Nick był w przedszkolu. Pojechałam z nimi. Siedziałam do 13 a później pojechałam po małego do przedszkola.

sobota, 3 maja 2014

{8} A jej może szpachelkę przyniosę co?

-Matt-Krzyknęłam na niego.- Zostaw już te papierosy- Wściekła stanęłam przed nim. Wyrwałam mu z ręki papierosa i wyrzuciłam go przez barierkę.
-Lilibet...-Zaczął ale zrezygnował jednak z tematu- Przepraszam. Nie chciałem żebyś się denerwowała.- Patrzy przed siebie i czuję że coś leży mu na sercu.
-Matt co się dzieje?-Pytam go łagodnie. Chłopak odwrócił się do mnie twarzą i złapał za dłoń. -Powiedz.- Nalegam.
- Nic, nic czym się przejmować
-Proszę powiedz mi co się stało.
- Nie mogę mała. Mój kumpel ma problem i muszę mu pomóc.- Mówi z niechęcią.
-Rozumiem. Idź do niego-mówię spokojnie. - Idźcie do baru się napić.
- Ale nie chcę cię zostawiać- jęczy. - Nie chcę- Szepcze. - Ale chyba nie mam innego wyboru- Wyznaje widząc moją gniewną minę.
- Idź.- Podaję mu plecak i odprowadzam do drzwi. Chłopak wychodzi i już po chwili znika w uliczce. Ubieram się powoli i łapiąc w locie klucze do domu i telefon wychodzę z domu. Gdy jestem już pod domem Tori coś przykuwa moją uwagę. Zatrzymuję się i widzę JP jak przytula inną dziewczynę. Podchodzę bliżej i staję obok niego.
-O!- jest zdziwiony- Cześć. Co tam?-pyta jakby się nic nie stało. Patrzę na tą panienkę. A on patrzy na mnie badawczo.
- A jej może szpachelkę przyniosę co? trzy tony tapety.-Mówię pod nosem
-Dlaczego ją obrażasz?-Odciąga mnie kilka kroków dalej.
-Dlaczego jej to robisz?-Pytam rozdrażniona- Jak masz ją tak traktować to zostaw ją w spokoju.
-Ale to moja przyrodnia siostra-mówi rozbawiony. Jestem w szoku.
-Ale ona nie mieszka z tobą-mówię spokojnie.
-Nie mieszka ze swoim ojcem-warczy wściekły na to wspomnienie.
-Przepraszam- mówię. Chłopak przytula mnie lekko i idzie w kierunku tej dziewczyny. Wchodzę na podwórko Victorii i wchodzę do środka. W kuchni siedzi jej mama
-Cześć Lili. Na górze.
-Cześć ciociu. Dzięki.- udaję się do jej pokoju. Dziewczyna leży na łóżku. Nawet nie podnosi wzroku jak wchodzę. I już wiem że cos się stało. Zamykam drzwi i podchodzę do łóżka. Ona patrzy się tępo w ścianę. Zdejmuję bluzę i kładę się obok niej. Dziewczyna wtula się we mnie i leżymy tak przez dłuższą chwilę. Za chwilę przychodzi jej brat. Jest słodki.
- Tori?- Przenosi wzrok na niego.- Mogę dzisiaj z tobą spać?-Pyta. Zerka na mnie A ja uśmiecham się.  Bierzemy go w środek a on zadowolony wtulił się w przyjaciółkę. - Tori?
-Tak? Pyta patrząc na niego łagodnie.
-Kiedy tatuś wróci?-pyta mały patrząc jej w oczy. Dziewczyna posyła mi niemą prośbę o pomoc.
- Nick. Śpij już. Jurto rano wstajemy. My idziemy do szkoły a ty do przedszkola. Musisz mieć siłę.
- Ale kiedy tatuś wróci?-Naciska mały.
-Nick tatusia tu nie ma. śpij-Powiedziała ostro. Chłopiec popatrzył na nią i zamknął oczka. Tori wzięła uspokajający wdech. Oho... To się porobiło. Jak ona już nie panuje nad sobą to jest krucho.
-Co jest?-Szepczę.
-To co zawsze tylko gorzej.
-Znowu?
-Nie wiem co robić. On jest w szpitalu psychiatrycznym. Na załamanie nerwowe depresję Próbuje podciąć sobie żyły. Tam zgwałcił 3 pielęgniarki.
-Ja...-Zakryła mi usta dłonią
-Cicho-wskazała na małego.
- Ten człowiek już prędko nie wyjdzie.
-Lepiej żeby w ogóle nie wyszedł.
-Tak. Masz rację.-Do pokoju weszła mama Tori. Wzięła małego i wyszła uśmiechając się.
- Nie wiem co robić.
- Nie możesz dopuścić go do siebie.
- Pamiętasz jak przyszłam do ciebie taka poobijana?-pyta.
-No pamiętam- waham się. Do czego ona zmierza?
- Nie chciałam ci powiedzieć co się stało. I obiecałam że kiedyś ci to wyjaśnię.
-Taak...-Zachęcam ją.
- On-Głos jej drżał.- On mnie- Załamała się. Z oczu popłynęły jej łzy.- On mnie używał. Traktował mnie jak szmatę  Gwałcił kiedy tylko mógł.
- O boże... Dlaczego mi tego nie powiedziałaś? Przecież bym ci pomogła.
- Ale ja w tedy nie myślałam trzeźwo.
-Rozumiem.- Przytuliłam ją i razem usnęłyśmy po jakimś czasie.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

{7} Jak trzylatek? Ja?!

I tak zrobiłem. Po lekcjach pojechałem prosto do niej. Zapukałem a drzwi otworzyła mi jej mama.
-Dzień dobry.-powiedziałem-Zastałem może Victorię?
-Dzień dobry, wejdź-ustąpiła mi miejsca w drzwiach. Wszedłem dalej.- Drugie drzwi po prawej na górze.-oznajmiła kobieta. Zgodne z jej poleceniem wszedłem po schodach. Zapukałem i wszedłem do pokoju. O dziwo nikogo nie było. Wszedłem dalej i zobaczyłem drzwi do łazienki uchylone. Stała tam dziewczyna ubrana w dresy i koszulkę i wycierała włosy. Położyłem torbę na podłodze i postanowiłem wejść do pomieszczenia. Dziewczyna wzięła się za rozczesywanie włosów. Podszedłem do niej i wyjąłem jej szczotkę z dłoni. Była zaskoczona.
-Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć-powiedziałem. Dziewczyna nic nie powiedziała tylko odwróciła się z ulgą w oczach. Delikatnie rozczesałem jej włosy. Związała w koka i usiadła na wannie. - Co się stało?
-Nic-wychrypiała-patrzyła na mnie z niemą prośbą o wybaczenie.
-Przepraszam.
-Dlatego chciałem zostać.-powiedziałem z wyrzutem.- Dlaczego cię dzisiaj nie było?
-Nie ważne- powiedziała dając mi do zrozumienia że nie chce już o tym mówić.
-Mogę zostać?-zapytałem. Ona tylko skinęła głową. Wyszliśmy do pokoju. Usiadła na łóżku i opatuliłem ją kocem. Kiedy chciałem odsunąć się żeby usiąść na fotelu złapała mnie za koszulkę i przyciągnęła do siebie. Usiadłem obok niej i przyglądałem się jej.
-Po co przyszedłeś?-zapytała cicho.
-Bo chciałem zobaczyć jak się czujesz-powiedziałem zgodnie z prawdą.-Co dziś robiłaś?
-Siedziałam w domu.
-I...
-Nic nie ważne. Nie chcę o tym mówić. Możemy zmienić temat?- Nie zdążyłem odpowiedzieć i do pokoju wparował jakiś 4 letni chłopiec. Był zaskoczony moją obecnością. Ale Tori z radością wyciągnęła do niego ręce i porwała go w ramiona.
-Nick-krzyknęła z dołu kobieta- Chodź na dół. Nie przeszkadzaj im.
-Przeszkadzam wam?-zapytał chłopiec
-Niunio pójdź do cioci na dół później do ciebie przyjdę.
-A przeczytasz mi bajkę na dobranoc?
-Pewnie-powiedziała i się uśmiechnęła. Malec wyszedł z pokoju zmykając za sobą drzwi. Gdy tylko usłyszała kroki na schodach spojrzała na mnie.
-Kto to?
- Mój brat-powiedziała.
-Śliczny.-Dziewczyna przytuliła się do mnie. Ochoczo objąłem ją przyciągając jeszcze bliżej. Siedzieliśmy tak trochę. - Mogę się o coś zapytać?
-Mmm
-Tylko tak trochę cię boję.- Zacząłem niepewnie. Podniosła na mnie wzrok i spojrzała mi prosto w oczy.- Nie patrz tak na mnie bo się zaczynam bać ciebie.
-Nie masz czego.
-Masz może kogoś na boku?-zapytałem i odwróciłem wzrok.
- Ej-podniosła się- hej-jej łagodne spojrzenie i uśmiech były prześliczne.- Spójrz na mnie-poprosiła Nie odwróciłem jednak wzroku. Położyła mi dłoń na policzku-spójrz na mnie.- odwróciła moją twarz tak żeby mogła zobaczyć
-Jesteś zadowolona?-zapytałem trochę za ostro. Zraziła się czego od razu pożałowałem. -Przepraszam. Nie chciałem.
-Dlaczego pytasz?
-Bo jestem ciekawy.-mówię starając się zachowywać się naturalnie
-Może-odpowiedziała tajemniczo. i sięgnęła po koc
-Nie zamierzasz mi powiedzieć prawda?-zapytałem a ona tylko uśmiechnęła się. No co za uparty człowiek. Otuliłem ją i położyłem-Prześpij się. -Powiedziałem.- To ci dobrze zrobi.
-Nie chcę.
-Proszę cię.-mówiłem błagalnym tonem.
-Do jasnej cholery ogarnij się w końcu bo zachowujesz się jak trzylatek co mu zabrali zabawkę.
-Jak trzylatek? Ja?!
-Nie. Ja wiesz?-Warknęłam-Nie udawaj głupiego.
-Jasne. Tylko jest problem bo ja się zachowuję normalnie
-Super. I jeszcze może mi powiesz że sok pomarańczowy jest gorszy niż jabłkowy.
-Nie powiedziałbym tego w taki sposób. Powiedz mi chociaż kim dla ciebie jestem?
-Kolegą. Lubię cię ale ogarnij już się trochę dobra?
-Lubisz mnie?-byłem w szoku. Ona mnie lubi. To już jakiś postęp
-Tak lubię cię bardzo i nie chcę tego schrzanić.-powiedziała ledwie słyszalnie.
-Okej.-Zacząłem.- Nie chciałem tak wybiegać.
-To ja przepraszam za złość. Nie była na miejscu. Wstała założyła bluzę i odłożyła koc na fotel.- Chcesz coś do picia?
-Kawe jak mogę.-Poprosiłem
-Jasne to chodź-zeszliśmy na dół. Siedzieliśmy tak przez chwilę czekając na wodę.

Czasami jednak Los się do nas uśmiecha. To takie fajne uczucie. Kiedy staramy się i otrzymujemy to. Musisz tego wypróbować
Click....
Wyślij....
 

czwartek, 20 marca 2014

{6} Zadzwoń do niej jeżeli ci ulży.

Pojechał. Odjechał. Zostawił mnie. Poszłam na górę i położyłam się. Przykryłam kocem i leżałam. Byłam tak bardzo roztrzęsiona że długo nie poleżałam. Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie szklankę gorącej czekolady.  W kocu owinięta siedziałam na kanapie w salonie. Włączyłam sobie film "Blask tęczy" i oglądałam.
Oczami JP
Pojechałem. Zostawiłem ją. Zmusiłem się żeby jechać nad to jezioro. Wcale nie chciałem zostawiać jej.
-Ej JP- Krzyknął Mattias- Chodź do nas...
-Zaraz-odkrzyknąłem. Doprowadziłem się do odpowiedniego stanu i wyszedłem- Co jest-zapytałem-z maską obojętności.
-Idziemy na piwo-powiedział- Idziesz z nami?
-No jasne-ułożyłem usta na coś w stylu uśmiechu ale obawiam się że wyszedł tylko grymas
-Co jest?-zapytał
-Nic. Zastanawiam się tylko czy nic jej się nie stanie-mówię szczerze.
-JP. Jak chcesz możemy wrócić. Ja też niechętnie zostawiłem Lilibet
-Nie wiem-usiadłem na ławce i czekaliśmy aż kelnerka przyszła. Zamówiliśmy po piwie.
-Stary ty jesteś w nią zapatrzony.- mówi z niedowierzaniem
-Nie. Po prostu się martwię. Bardzo zmarzła w windzie i później jeszcze na tej sali gdzie była klimatyzacja.
- Spróbuj się wyluzować. Zadzwoń do niej jeżeli ci ulży.
-Nie mam numeru-powiedziałem trochę nieśmiało. Nie umiałem na niego spojrzeć. Patrzyłem na bąbelki w piwie.-A po za tym nie odbierze.
-Skąd wiesz?-zapytał Patrzył na mnie wyczekująco.
-Bo sama mnie wygoniła. Powiedziała że mam jechać i się dobrze bawić.-wyznałem. Naszą uwagę przykuł pisk dziewczyny. Odruchowo spojrzeliśmy w tamtą stronę. Jakiś blondyn przerzucał ją przez ramię. Uśmiechnąłem się na ten widok. Spojrzałem na kumpla. Przyglądał mi sią badawczo.
-No co?-zapytałem
-Weź się człowieku- szturchnął mnie w ramię i wypiliśmy po piwie. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Późnym wieczorem poszliśmy spać. Wstałem wcześnie. Zrobiłem sobie kawę i wyszedłem na taras przed domkiem. Wypiłem kawę i wstał Matt. Poszliśmy na ryby. Brały znakomicie. Mogłem się odstresować.
-Hej JP?-zapytał Matt
-Co?
-Zauważyłeś że dziewczyny przy nas są bardzo poważne?
-No. Fakt-przypomniałem sobie je w windzie. Gdy tylko weszliśmy zrobiły się bardzo poważne.- Albo nieśmiałe-powiedziałem nieświadomie
-Albo nieśmiałe-zastanowił się nad tym-Chyba raczej ta opcja-powiedział
-Taaa-przeciągnąłem to słowo. -Nosz cholera jasna-zakląłem pod nosem
-Co jest?-Zapytał
-Zeżarła mi haczyk-jęknąłem kolega zaczął się śmiać zwracając na siebie uwagę pozostałych osób.
-Ogarnij się stary-powiedziałem a chłopak starał się zapanować nad sobą.


Wróciliśmy do domu. Rozpakowałem się. Macocha dała mi obiad i wyszedłem z domu. Miałem zamiar iść na spacer. Poszedłem do parku. Usiadłem na ławce i patrzyłam na ganiające się bachory. Nie wiedziałem kiedy się ściemniło i musiałem wracać do domu. Po cichu wszedłem do domu. Ojciec znów coś odjebał. Wszedłem na pięterko i położyłem się. Usnąłem szybko. Musiałem być wyspany. Jutro szkoła.
Z samego rana zadzwonił budzik. Powoli podniosłem się i wyszykowałem. Wrzuciłem do plecaka podręczniki i zszedłem na śniadanie. Mama dała mi kanapkę do zjedzenia. Gdy odwróciła twarz w moją stronę zobaczyłem wielkiego sińca.
-Co on ci zrobił?-zapytałem
-Nic dziecko, jedz i jedź do szkoły.
-Przecież widzę.
-Nic mi nie jest-powiedziała ostro.
-Przepraszam-powiedziałem-nie chciałem cię urazić... Mamo.
-W porządku- podeszła do mnie i przytuliła delikatnie.-No a teraz do szkoły.
-Już mnie wyganiasz?-zaśmiałem się
-Tak-też się uśmiechnęła.
Czekałem przed szkołą na dzwonek... I na Tori. Ale ona się nie zjawiała. Nie przyszła. Co się dzieje? Nie wiem. Może później Matt mi coś powie.
Przed samym dzwonkiem wbiegła sama Elizabeth. A Victoria?
Na lekcjach było nadzwyczajnie nudno. Połączyli nam religię. Dwie godzimy z sorem to było zabawnie.
-Ej JP- krzyknął Nick- Idziemy?
-Gdzie?-zapytałem
-No-pokazał mi palcami odruch papierosów.-Idziemy?
-Nie ja nie chcę powiedziałem szczerze-Nie chcę.-Nagle poczułem dłoń na czole.-Co jest?-odwróciłem głowę.
-Chory jesteś-zapytała Monic ode mnie z klasy.
-Nie.-odpowiedziałem-okej.- Wyszedłem z nimi i stałem paląc tego papierosa myślami byłem gdzie indziej
-Idziesz dzisiaj?-Zapytał Matt
-Nie wiem czy będę tam mile widziany.-szczerze przyznałem
-Idź tam-powiedział a pozostali przysłuchiwali się nam.


Jak to jest że co byśmy nie zrobili jest źle. Piszesz prace jest źle, Sprzątasz jest źle a jak nie zrobisz jest jeszcze gorzej? Czasami trzeba po prostu przywyknąć i tyle. A tak między nami  jeszcze dwa dni do wyborów w szkole ma Miss :) Ciekawe kto wygra... Pewnie ta cała Monic Larosh... Och zacięta sztuka
Click....
Wyślij....


środa, 5 marca 2014

{5} Proszę nie zdemoluj mi domu kochanie.

Zdenerwował mnie kretyn. Niech on sobie nie myśli że wszystko mu wolno. Nie zwracając na nich uwagi ruszyłam w kierunku sali, w której miała być próba. Śmiało weszłam do pomieszczenia.  Jednak już po chwili ogarnęło mnie przerażające zimno. Czy tu chodzi KLIMATYZACJA?!! Nie no to już jest przegięcie. Zapięłam bluzę chłopaka i podeszłam do sceny. Rozejrzałam się ale nikogo nie było. Przy pianinie tylko siedział jakiś chłopak. Podeszłam do niego i poprosiłam żeby mi coś zagrał. Znam to. Apologize. Poprosiłam żeby mi zagrał Let it go. Kocham ten kawałek. i po mimo przeszkadzającego mi chłodu zaśpiewałam...
Zdarłam sobie gardło niesamowicie. Gdy wyszłam z sali w korytarzu siedział nie kto inny niż J.P
-Co ty tu jeszcze robisz?-zapytałam zaskoczona, jednocześnie szczęśliwa. Zignorowałam jednak ten fakt.
-Obiecałem że się tobą zaopiekuję.-odrzekł bardzo spokojnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Spuściłam tylko wzrok. Niespodziewanie James podniósł się i wziął mnie na ręce.
-Postaw mnie sama pójdę.-Powiedziałam stanowczo. Brunet zatrzymał się i delikatnie mnie postawił, odsunęłam się i zaczęłam schodzić powoli po schodach-Dziękuję- zaczęłam nieśmiało, postanowiłam, że skończę tylko na tym za nim powiem coś głupiego, na prawdę głupiego, np. "Podobasz mi się" czy coś  w tym stylu.
- Nie masz za co dziękować-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Nie jedziesz mad jezioro?-zapytałam żeby podtrzymać rozmowę.- Mną się nie przejmuj. Dam sobie radę. -Powiedziałam to udając że się czuję znakomicie. Jednak zależało mi na tym żeby ze mną został. Znamy się bardzo krótko i nie chcę się angażować. Raz już się tak sparzyłam. Nie chcę więcej. Wyszliśmy z budynku i powolnym krokiem zmierzaliśmy ku mojemu domowi. Przed domem czekała mama.
-O  rany dziecko moje nic ci nie jest?- Zapytała
- Mama?-zapytałam zdziwiona- Miałaś być przecież u cioci.
- Miałam ale jak się dowiedziałam co się stało to zostałam.
-Nic mi nie jest.-powiedziałam. Coś za moimi plecami przykuło jej wzrok.
-Kto to jest-zapytała patrząc na mnie przenikliwie. Wiedziałam jej świdrujące spojrzenie. Obejrzałam się. Chłopak uśmiechnął się i podszedł bliżej.
-To jest James-powiedziałam spokojnie. Nie spodziewałam się że tak spokojnie zareaguje. Widać James jej przypadł do gustu i go polubi.
-Dzień dobry.-Przywitał się grzecznie- James Parker- powiedział a moja mama rozpłynęła się.- Profesor kazał mi się ją zaopiekować ale się upiera że nic jej nie jest.
-Wejdźmy do środka- Zaproponowała moja mama. O nie. Co ona robi?- Proszę- zacisnęłam zęby i ruszyłam do domu.
- Chodź-powiedziałam cicho i zaprowadziłam go do kuchni.- Napijesz się soku?-zapytałam.
-Chętnie.-Powiedział, uśmiechając się tak pięknie że aż zatyka człowieka. Odwróciłam się po szklanki, biorąc dwie postawiłam je na stole, sięgając po sok, który stał na blacie podałam mu opakowanie żeby nalał sobie soku.- Nalać i tobie?-pyta niskim zachrypniętym głosem.
-Poproszę-odpowiedziałam uprzejmie starając się nie zwracać uwagi na jego sprawne ruchy, nie wierzę, że chłopak na którego wpadłam dzisiaj z zapiekanką na przerwie siedzi właśnie w moim domu i pije sok! I to w dodatku pomarańczowy!
-Dobrze dzieci ja wychodzę-powiedziała mama- Proszę nie zdemoluj mi domu kochanie.-zastrzegła.
-Zrobię co w mojej mocy-krzyknęłam za nią na co chłopak uśmiechnął się. 
-Jesteś niesamowita wiesz?-wyznaje, mówiąc to spuszczam wzrok i mimowolnie przygryzam wargę.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie-mówię, chcąc zmienić temat. Przyglądałam się swoim paznokciom. Moje dłonie leżały na udach więc patrzyłam pod stół.
-Nie, nie jadę-mówi.
-Dlaczego-pytam się. Mam nadzieję że to nie przeze mnie
-Ponieważ mam polecenie profesora i zamierzam dotrzymać słowa.- Moje przypuszczenia się potwierdziły. Zawrzała we mnie wściekłość.
-Nie dopuszczę żebyś z mojego powodu opuszczał wypad z kolegami nad jezioro. -Powiedziałam najdelikatniej jak umiałam.- Nie chcę żebyś później miał do mnie  żal o to że gdy twoi znajomi się świetnie bawili ty siedziałeś uwięziony ze mną kiedy mi nic nie jest-Powiedziałam to już trochę mniej panując nad sobą.
-Nie będę miał żalu...-zaczął ale ja mu się wcięłam
-Nic mi nie jest-zapewniam- Nie chcę żebyś tu siedział  polecenia tego faceta.
-A jeśli ja sam chcę tu być?-zapytał mnie poważnie. - Z własnej nie przymuszonej woli? A jeśli nie pojadę bo chcę spędzić czas z dziewczyną która wrzuciła na nie zapiekankę dzisiaj rano?- Mówił całkiem opanowany.- Jeśli tobie na tym zależy pojadę.-mówi- Jeśli mi obiecasz że poinformujesz mnie jeśli coś będzie nie tak, jeśli twój stan się pogorszy.
-Nie będę składać obietnic, których nie mogę dotrzymać-mówię z maską obojętności, a tak na prawdę chce mi się płakać, tak bardzo, że nawet jak tata nas zostawiał nie chciało mi się tak płakać.- Ale jedź. Chcę żebyś pojechał. Chcę żebyś się dobrze bawił.-Pytanie tylko czy ja sobie z tym poradzę. Muszę, nie mam wyboru.- Proszę cię jedź nad to jezioro.
- Pojadę. Niech będzie, pojadę.-mówi zrezygnowany.- Ale...
-Tak?-Pytam, mam przeczucie co teraz powie.
-Jeśli wrócę a twój stan się pogorszy...
-Nic mi nie będzie.- mówię całkiem przekonana o tym.
- Nie pogodzę się z tym że cię zostawiłem-rozumiesz?
-Nie możesz mnie zostawić. Nie jesteśmy parą żebyś miał mnie zostawić.-mówię ostro. Podnoszę się z miejsca i odstawiam sok na barek. wylewam nietknięty sok i płuczę szklankę.
-Przepraszam jeśli cię uraziłem.-Mówi też ostrym tonem.- Ale ostrzegam cię. Ja też mam uczucia. Nie mów nic czego będziesz później żałować .
- Uczę się na swoich błędach. Jak się nie przewrócę to się nie nauczę.-Mówię cicho. Kontem oka widzę jak zaciska zęby i przymyka powieki.
-Dobra. Jak chcesz. Jadę nad jezioro.- Mówi.-Zadzwonię wieczorem.-rzucił na odchodne przez ramię.


Życie nie jest idealne. My nie jesteśmy idealni. Jest pełne wzlotów i upadków. Czasem jednak nas to przerasta i nie umiemy sobie z tym radzić. W tedy zawsze możesz zwrócić się do swojego przyjaciela. On zawsze pomoże. Zawsze pocieszy, udzieli rady. Pomoże ci wyjść z tego gówna w jakie się wpakowałeś....
Click......
Wyślij....

środa, 26 lutego 2014

{4} Nie, wcale tak nie myślę

Na jej słowa chłopaki zareagowali śmiechem. Nie wiedziałam z kogo się śmieją. Jeden z chłopaków bacznie mi się przyglądał. Zaczęłam się zastanawiać co by się działo kiedy windę odblokowali za jakieś cztery godziny. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Miałam na nogach sandałki więc śmiało je zdjęłam i oparłam nogi o chłodne dno windy. Kiedy nastałam krępująca cisza otworzyłam oczy żeby zobaczyć co się dzieje. Jak się okazało Elizabeth zrobiła sobie drzemkę ze swoim kolegą. Zostaliśmy "sami". Uśmiechnął się do nie łagodnie.
-Może zacznijmy od początku?-zaproponował patrząc mi w oczy. Nie wiedziałam do powiedzieć więc tylko skinęłam głową- Jestem James-wyciągnął dłoń a ja nieśmiało ją ujęłam- Ale da ciebie J.P, a ty jak się nazywasz?
-Victoria.-powiedziałam prawie że szeptem. Musiałam odchrząknąć żeby powiedzieć cokolwiek głośniej
-Nie bądź taka nieśmiała. Wiem że da się z tobą porozmawiać.
-To jednak nie wiesz.-powiedziałam nieco głośniej.
- Ale z nią-wskazał ręką na Beth- potrafisz.
-Ale z nią znam się już jedenaście lat. -powiedziałam odwracając wzrok.
-O ,o - powiedział zdziwiony.-powiesz mi coś?-poprosił mnie delikatnie.
-To zależy co chcesz wiedzieć-powiedziałam patrząc na śpiącą parę. Zastanawiałam się czynie zrobić im zdjęcia. Ale jednak się powstrzymałam.
-Celowo wpadłaś na mnie z zapiekanką w szkole. -Uśmiechnął się na to wspomnienie. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
-Myślisz że celowo na ciebie wyrzuciłam tą zapiekankę?-byłam już zirytowana. Jeśli on myśli że to jest zabawne to się grubo myli.
-Nie złość się na mnie, nie chciałem cię drażnić.-wyznał szczerze. Nie mając już co ze sobą zrobić zaczęłam bawić się pierścionkiem na palcu, jak mi się znudziło, paznokcie sobie oglądałam. Kiedy już nie wiedziałam co ze sobą zrobić zaczęły mi drżeć dłonie, później cała zaczęłam drżeć z zimna. James to zauważył.
-Zimno ci?-zapytał z troską. Nie powiedziałam pokiwałam tylko głową. Brunet niespodziewanie złamał mnie za łydki i przyciągnął do siebie. Z plecaka wyjął koc, nie powiem, zdziwiłam się- Miałem dzisiaj jechać z Mattiasem nad  jezioro.-wyjaśnił. Acha i już wszystko jasne.- Wpadłem tylko na chwilę oddać pracę profesorowi i miałem jechać ale jak widać utknąłem tutaj.-wskazał ręką na windę, po czym uśmiechnął się.- Ale ma to też swoje zalety.-Przytulił mnie do siebie, opatulając lepiej kocem, przełożył moje nogi nad swoje.
-Dziękuję-powiedziałam. Nie wiedziałam co powiedzieć więcej więc położyłam ręce pod kocem, wcisnęłam sobie między uda i przypadkowo musnęłam jego krocze. Uśmiechnął się, ale zaraz przyjął maskę naturalnej twarzy.
-I teraz sobie myślisz że jestem walnięta i nie umiem się zachować-powiedziałam zamykając oczy odganiając sobie łzy, które cisnęły mi si do oczu.
-Nie, wcale tak nie myślę. Uważam że jesteś słodka, miła, tak bardzo nieśmiała, co działa na mnie tak podniecająco, taka delikatna i pełna entuzjazmu....-urwał, podniosłam wzrok i nasze spojrzenia sią spotkały. Zdawałam sobie sprawę że chce mnie pocałować, ale dzięki Bogu ruszyła winda. Wstałam na nogi, założyłam buty i wyplątałam się z koca.  Zielone oczy patrzyły się na mnie. Zdjął z siebie bluzę i podał mi ją- Weź ją-powiedział-Tobie przyda się bardziej niż mnie, a po za tym w samochodzie mam jeszcze jedną- oznajmił i zaczął składać koć, nie bardzo mu to szło więc mu pomogłam.
-Proszę-podałam mu już złożony w kostkę - I dziękuję za bluzę.
Beth się właśnie obudziła i Mattias też. Wstali żeby się rozprostować, kiedy drzwi windy się otworzyły a w nich stał profesor. Odetchnął z ulgą gdy nas zobaczył.
-Udało się-powiedział.- Nic wam nie jest?-Zapytał  z troską w głosie.
-Nam to raczej nie ale nie jestem pewien co do Victorii.-wyznał- trochę przemarzła w tej windzie. Ja bym ją wysłał do domu i nie włączał w akademię.
-Masz rację- przyznał mu rację staruszek- Idź do domu, dziecko a ty masz się nią zając-nakazał mężczyzna Jamesowi i Beth.- A ty- wskazał na Mattiasa ale nie dane mu było dokończyć bo dziewczyna się wcięła
-A on zajmie się mną-powiedziała z udawaną chrypą
-Tak-przyznał zbity z tropu nauczyciel.-Tak chyba będzie najlepiej.-zakończył staruszek.
-Ale mi nic nie jest-zaprotestowałam nosz co za idiota... Ja nie wiem jakim można być głupkiem żeby tak daleko się posunąć...

Czasami los szykuje nam słodką zemstę. A może jeśli się spojrzy z innej strony na świat wydaje się zupełnie inny. Wszystko ma znaczenie. Jeśli los szykuje ci tą szansę nie zmarnuj jej. Drugiej już możesz takiej nie dostać.
Click.....
Wyślij....

poniedziałek, 17 lutego 2014

{3} A chcesz poczuć buta na twarzy?

Wolnym krokiem ruszyłyśmy w wyznaczonym kierunku gdzie miała się odbyć próba. Po drodze jak to ja musiałam coś odwalić i się przewaliłam. Victoria tak się zaczęła śmiać że aż musiała przykucnąć. Ja leżałam jak długa nie wiedząc co się dzieje.
-Beth wstawaj-powiedziała między atakami śmiechu.- No już  spóźnimy się- patrząc mi w oczy podniosłam się i rzuciłam na nią.
-Tulimy-krzyknęłam przytulając ją do siebie. Po drugiej stronie ulicy szła jakaś pra staruszków. Patrzyli na nas zdziwieni.- No co tam?-zapytałam patrząc jej w paczadełka. 
-Możemy już iść?-zapytała kryjąc rozbawienie na twarzy.
-Oczywiście. Zeszłam z jej kolan i pomogłam wstać.
Oczami Tori
Weszłam z Elizabeth do budynku. Tam moja przyjaciółka koniecznie musiała pojechać windą. Czekając na windę poszłam do recepcji poprosić o kubeczek plastikowy żeby napić się wody. Kobieta ze zbyt mocną czerwoną szminką podała mi go uprzejmie. Uśmiechnęłam się do niej uprzejmie i odwróciłam się do Lilibet.
-Chodź-krzyknęła na mnie.- No chodź już.- A ja żeby zrobić jej na złość Szłam jeszcze wolniej.- No chodź. Chodź już. No. Bo odjedzie. No proszę
-No przecież idę już.  Nie marudź. -powiedziałam patrząc na nią. Zachowuje się gorzej niż trzylatek w przedszkolu. Weszłyśmy do windy. Drzwi już się zamykały kiedy czyjaś dłoń pojawiła się między nimi. Podałam kubeczek Beth.
Do windy wsiedli chłopcy. Dokładnie ci dwaj. Od razu spoważniałam.  Beth też. Zerknęłam na przyjaciółkę. Ona stała jakby nigdy nic. Drzwi się zamknęły i ruszyliśmy. Jednak nie wiele przejechaliśmy bo winda się zacięła między trzecim a czwartym piętrem. Jeden z chłopaków zaklął pod nosem.
-Bomba jeszcze togo tu brakowało.-Powiedziała. Wiedziałam że się będzie źle z nią jeśli wyjdziemy szybko. Usiadłam na podłodze. Ona za moim przykładem. Położyła mi na głowę na udach. -Powiedz że to nie potrwa długo
-Nie wiem. Mam nadzieję że nie.-Powiedziałam uspokajająco. Starałam się nie dać po sobie poznać. Patrzyłam na mną a ona na mnie. Nagle Beth zaczęła się śmiać.- A tobie co tak wesoło.
-Jak twoja głowa- zapytała ze śmiechem.
-Dziękuję dobrze-teraz to i ja się śmiałam cieszyłam się że ma poczucie humoru.
Po dobrej godzinie chłopakom też się znudziło stanie. Usiedli na przeciwko nas. Dziewczyna co chwila się śmiała na jakieś wspomnienia. Szczerze? Miałam jej już dosyć.  Gdy w końcu usiadła normalnie mogłam przybrać jakąś bardziej odpowiednią pozycję.  Niespodziewanie odezwał się chłopak po cichu pokazując drugiemu coś w telefonie. Na co ten wybucha śmiechem. Odkręciłam wodę ale moje dziurawe ręce wypuściły korek , który potoczył się koło jednego z nich. Wziął go do ręki i zobaczył co jest  na nim napisane.
-Po co pijesz wodę na odchudzanie?-zapytał zdziwiony.- Przecież jesteś szczupła-mówiąc patrzył mi prosto w oczy.
-Nie jestem szczupła to po pierwsze a po drugie to chyba nie powinno cię interesować-Powiedziałam spokojnie
-On ma rację-powiedziała- Dlaczego ty pijesz to świństwo.
-Wiesz dlaczego-powiedziałam.
- Przez niego? Serio? -prychnęła zirytowana.- Nie wiem jak ty to znosisz
- Muszę-powiedziałam cicho.
-Nie musisz-krzyknęła zaskakując tym chłopaków i obaj podskoczyli.
-Dlaczego na mnie krzyczysz? -Zapytałam ją-Jestem starsza.
-Tak o  całe siedem godzin i przy okazji tępa ja but żeby nie było że z lewej to z prawej nogi.
-A chcesz poczuć buta na twarzy? -zapytałam przesłodzonym uśmiechem.
-Weź bo się porzygam. -powiedziała i reagując na mój głos udała odruch wymiotny.
-Z dwojga złego lepiej w tę stronę-wskazałam w przeciwną stronę.
-A co do buta obejdzie się.
 
 
Przypadek czy przeznaczenie? Czasami życie jest tak bardzo pokręcone że za nim nie nadążamy. Są chwile, o których lepiej zapomnieć a są takie, w których możemy żyć cały czas. Życie jest pełne niespodzianek i nie zmarnuj jego.
Click....... Wyślij......


{2} Ogarnij ten śmiech hieny!!!

Dzień do końca miną dość "normalnie" co w naszym przypadku było dużo śmiechu. Po geografii mieliśmy angielski, polski, biologię. Przed Matematyką wyszło śliczne słoneczko więc wyszłyśmy przed szkołę. Usiadłyśmy sobie przed szkołą na ławeczce gdzie idealnie świeciło słońce. Napawałam się przed chwilą witaminą D ale po coś się nie zgadzało.
-Tori co jest?-Zapytałam zaintrygowana tym że nic nie mówi ani się nie śmieje. To było dość dziwnie i podejrzane. - Zobaczyłaś ducha czy co? Jesteś bledsza od trupa-powiedziałam do przyjaciółki próbując ją jakoś rozśmieszyć.
-Nie nic-powiedziała i odwróciła wzrok. Zaczęłam się zastanawiać co się stało. Po chwili jednak dałam sobie z tym spokój i dalej się opalałam. Nie nasiedziałam się jednak długo bo zadzwonił dzwonek na lekcję. Victoria wstała i uśmiechnęła się blado do mnie.
Ruszyłyśmy w kierunku wejścia. Przez drogę szłyśmy w ciszy. Wchodząc do klasy gdzie lekcja już trwała. Nic nie mówiąc poszłyśmy do wolnej ławki. Tori wyjęła zeszyt i zaczęła rozwiązywać zadania.  Mniej więcej w połowie lekcji nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
-Ogarnij ten śmiech hieny!!!- krzyknęła i ja jak i reszta klasy i profesor byli zaskoczeni. Z jej oczy kipiała złość. nawet nie próbowała jej pohamować. Nie przestałam się śmiać. Jeszcze bardziej rechotałam.- Może mnie pan zwolnić?-zapytała z błaganiem w oczach.
- Panno Dreake, przecież wiesz że nie mogę tego zrobić.-powiedział przepraszająco. Patrzył na nią bacznie. Zrobiła się jeszcze bledsza.
-Więc proszę wstawić mi nieobecność-powiedziała i zbierając zeszyty z ławki podniosła torbę i szybkim krokiem wyszła z sali. Spojrzał na mnie. Pokręciłam głową i wyszłam za nią.
-Tori! -Krzyknęłam za nią.- Zaczekaj.-zatrzymała się Podbiegłam do niej.-Co się stało?
-Nic. Po prostu jest mi głupio że upaprałam jego koszulkę zapiekanką-powiedziała szczerze. Ja pohamowałam śmiech. Nie spodziewałam się tego po niej. Zawsze była taka opanowana.
-Chodź na lekcje-poprosiłam ją.- Proszę. Nie przejmuj się tym. To dupek i tyle.-Właśnie w tym momencie przeszedł ten na którego wpadła z zapiekanką. Odwróciła wzrok a właśnie wychodził jakiś chłopak i dostała drzwiami w bok głowy. Aż ją zarzuciło na bok. Chłopak spanikowany zaczął ją przepraszać al. ona najwyraźniej miała go za przeproszeniem w dupie.
- Nic mi nie jest-powiedziała do niego starając się uśmiechnąć. Brunet który przechodził wpatrywał się w naszą trójkę nie wiedząc co ma robić.
-W porządku?-zapytałam się Tori
-Tak. Chodź na lekcję-powiedziała chcąc najwyraźniej najszybciej odejść z jego pola widzenia. Weszłyśmy do klasy. Wymamrotała jakieś przeprosiny i usiadła na krześle trzymając się za głowę.  Wiedziałam że dość mocno oberwała. Do końca zajęć zostały na dwie lekcje.

Po lekcjach miałyśmy jeszcze prawie godzinę do próby. Poszłyśmy do niej . Zostawiliśmy rzeczy. Wzięłam z kuchni wodę dużą i poszłam do niej do pokoju.
-Lepiej ci już-zapytałam patrząc na nią. Była taka bezsilna że aż mi jej szkoda.
-Nie wiem-wzruszyła ramionami i usiadła. Podałam jej wodę i usiadłam na przeciwko niej.- Nie wiem czy dam radę dzisiaj brać udział, a tym bardziej nie wiem co mnie tam czeka.
-Ja też nie wiem. Ale się zobaczy-powiedziałam pocieszająco. -A teraz chodź-pogoniłam ją-zaraz próba. -Wstała z łózka i chwyciła butelkę wody. Wyszłam z pokoju. Jednak się zatrzymałam przez co Tori wpadła na mnie.
-Co?
-Zostawiłam telefon.-Powiedziałam krzywiąc się
-Masz go w ręce.-powiedziała kpiąco się uśmiechając. Zeszłam może pięć schodków i znowu się zatrzymała a dziewczyna zbulwersowana na mnie patrzyła, a ja zrobiłam minkę niewiniątka.
-Co tym razem?-zapytała starając się zamatować gniew. Uśmiechnęłam się do niej.-Tylko mi nie mów że zapomniałaś.
-Jaaa?-zapytałam z niedowierzaniem.-Nie.
-Taaak ty-powiedziała.-Więc co?
-A tych bad boy'ów nie będzie co nie?-zapytałam z nadzieją w oczach. Patrzyłam na nią wyczekująco.
-A dlaczego ty się mnie pytasz?-zapytała mnie jakby nie rozumiała co mam na myśli.

Nie zawsze jest tak jak się chce. Czasami jest tak że chcemy się schować gdzieś w jakąś ciemną dziurę i z niej w ogóle nie wychodzić. Ale trzeba się zmierzyć ze strachem. Jak nie muszę się bać bo mam moją przyjaciółkę. a tak przy okazji na trzy dni są wybory miss w naszej szkole.
Click..... Wyślij.....


{1} Przyajźń, przyjaźnią ale dupę rusz

- Tori! Toriiiiiii! - słysząc krzyk Beth z dołu, wywróciłam oczami, po czym ponownie chwyciłam za pędzelek i zajęłam się malowanie tuszem drugiego oka. - Rozumiem przyjaźń, przyjaźnią ale dupę rusz - widząc jej postać w lustrze podskoczyłam przestraszona.
- A ty skąd się wzięłaś? - zapytałam po czym zakręciłam tusz.
- No zapewne z brzucha mamy ale nic nigdy nie wiadomo - wzruszając ramionami siadła na łóżku - A tak dla przypomnienia mamy 10 minut na dotarcie do szkoły - powiedziała spokojnie patrząc na swoje paznokcie.
- Co? - krzyknęłam zaskoczona.
- To - powiedziała i jak gdyby nigdy nic wstała i wzięła swoją torbę z podłogi - I radzę ci brać ten zadek i zejść na dół.
- Jaasne - powiedziałam specjalnie wydłużając sylaby po czym biorąc torbę ruszyłam w ślad za przyjaciółką.
- A jeszcze jedno - zatrzymała się raptownie przez co wpadłam na nią.
- Co znowu? - zapytałam przewracając oczami.
- Zapomniałam - powiedziawszy to ruszyła znów do przodu. Nagle ponownie się zatrzymała, a ja znów wpadłam na nią. Powstrzymując gniew spojrzałam na jej niewinną minkę.
- Niech zgadnę znów zapomniałaś?
- Nie - powiedziała patrząc mi w oczy - Tylko dzisiaj chyba jest próba do przedstawienia - mówiąc to zeszła szybko ze schodów i uśmiechając się do mojej mamy zaczęła nakładać buty na nogi.
- Teraz mi to mówisz? - zapytałam pojawiając się obok niej.
- No a kiedy miałam zapytać? - zapytała prostując się.
- Dlaczego ja się z tobą przyjaźnię? - zapytałam patrząc w sufit.
- Bo mnie kochasz - zanuciła i udając jakąś modelkę z TV wyszła z mojego domu, co niestety jej się nie udało ponieważ potknęła się o schodek i upadła na tyłek. Widząc to parsknęłam śmiechem, tak samo jak jakiś dwóch chłopaków na chodniku.
- Miss schodów się znalazła - zaśmiałam się podając jej rękę. Przyjmując ją z wdzięcznością podniosła się i zaczęła się śmiać.
- A żebyś wiedziała teraz na pewno zostanę twarzą pustaków - mówiąc to zaczęła udawać plastika z naszej klasy.
- Niewiele ci brakuje - śmiejąc się z tego ruszyłyśmy w stronę szkoły.

Wchodząc do szkoły Elizabeth nagle stanęła jak wryta na środku korytarza.
- A tobie co?? - zapytałam patrząc na nią spod oka.
- Zapomniałam wziąć długopisu - mówiąc to, prawie się nie popłakała. Powstrzymując śmiech popchnęłam ją w stronę klasy.
- Idź ty moja sierotko - uśmiechając się szeroko, poszłam za nią do klasy od Geografii. Siadając w ławce spojrzałam na jej smutną minkę.
- A tobie co znowu?
- Jednak mam ten długopis - powiedziała niepewnie.
- To chyba dobrze - powiedziałam śmiejąc się pod nosem.
- Nie za bardzo bo zapomniałam drugiego śniadania.
- To pójdziemy do sklepiku - powiedziałam szybko, ale widząc jej minę zaczęłam się nad tym zastanawiać - Bo chyba portfel wzięłaś?
- No mam - wyciągnęła z torby różowy portfel i mi go pokazała.
- A pieniądze w nim masz?
- No tak - potwierdziła.
- No to pójdziemy - odetchnęłam z ulgą i skupiłam się na temacie dzisiejszej lekcji.

Oczami Elizabeth
- Lilibet ruszysz się? - słysząc głos Victorii uśmiechnęłam się niepewnie.
- Yhym - mruknęłam drapiąc się w kark.
- Dobra ja idę do sklepiku zamówić zapiekanki, a ty leć do tej łazienki - powiedziała przyjaciółka przewracając oczami.
- Dzięki - krzyknęłam ponieważ już byłam w połowie drogi do łazienki. Wchodząc do wypełnionego dymem pomieszczenia kaszlnęłam po czym weszłam do kabiny. Załatwiając szybko swoją potrzebę fizjologiczną, spuściłam wodę po czym umyłam ręce w umywalce. Nie widząc nigdzie ręcznika papierowego skrzywiłam się i mokrymi rękami chwyciłam za klamkę od drzwi. Spuszczając głowę w dół otworzyłam je zamaszystym ruchem, jednak słysząc jakiś dziwny dźwięk podniosłam głowę do góry i otworzyłam szeroko oczy.
- Nic ci nie jest? - zapytałam nieśmiało chłopaka który trzymał się za czoło a na jego koszulce widniała wielka plama po soku z czarnej porzeczki.
- Nie no skądże - powiedział sarkastycznie - Czuje się wyśmienicie, po prostu uwielbiam uderzenia z drzwi w głowę.
- Przepraszam - wyjąkałam po czym przygryzając wargę opuściłam głowę w dół - A koszulkę ci odkupię - powiedziałam szybko i uciekłam stamtąd.
- Zaczekaj - słysząc jego krzyk jeszcze bardziej przyspieszyłam. Kiedy doszłam do sklepiku widziałam tylko wkurzoną Tori i jakiegoś chłopaka z zapiekanką na koszulce.
- Nowa moda? - zapytałam się przyjaciółki wskazując ruchem głowy jej towarzysza.
- Nie niezdarna dziewczyna która wpada na wszystkich - stwierdził chłopak po czym machnął olewająco ręką i wyszedł ze sklepiku.
- Co to było? - zapytałam patrząc w ślad za odchodzącym.
- A ja wiem - powiedziała przyjaciółka - Ciołek wpadł na mnie i niechcący ubrudził się zapiekanką wielkie mi halo - skwitowała po czym wzruszając ramionami stanęła ponownie w kolejce - I jeszcze na dodatek przez niego muszę ponowni stać w tej durnej kolejce.
- Oj nie marudź - powiedziałam wywracając oczami - Głodna jestem.
- Jak zawsze - słysząc to parsknęłyśmy śmiechem.
 
Nawet w zamieszaniu da się znaleźć to co poszukujesz od bardzo dawna. Nie wiedząc nawet pewnie, że to jest to, pozwalasz mu odejść. Ale nie bój się przed przeznaczeniem nie uciekniesz. I uwaga, uwaga ogłaszam, że równo za 3 tygodnie jest bal szkolny.
Click.......Wyślij.......


Prologue

Każdy na świecie ma obok siebie jakąś bliską sobie osobę. Każdy ma przyjaciela na którego może liczyć. Ta osoba nigdy nie czuje się samotnie, nie wie co to smutek, radość tryska z niej jak gejzer na Islandii......Tratatata słyszeliście gorsze brednie? Owszem każda osoba ma przyjaciela, ma bliską osobę, ale ona wspiera cię, pociesz w trudnych chwilach, jest zawsze obok ciebie, a smutki jak to smutki zawsze się przyplączą. A więc definicja jest taka masz przyjaciela jesteś WSPANIAŁĄ i NIEZWYCIĘŻONĄ osobą, nie masz przyjaciela to najpewniej ZGINIESZ, TRAFISZ DO PSYCHIATRYKA lub w najlepszym przypadku BEDZIESZ STARĄ PANNĄ Z MNÓSTWEM KOTÓW.
Uff mi to nie grozi ponieważ mam przyjaciółkę i to bardzo bliską, może i różni nas 7 godzin, ale często zachowujemy się tak samo i myślimy o tym samym. A więc ludzie szukajcie przyjaciół i od razu mówię to nie durna reklama namawiająca do kupna mydła, to fakt ;P.
Pozdrawiam wasza koleżanka z klasy.......
Click......Wyślij.......

Postaci

Victoria Charlotte Dreake (24.09.1997 r.)
Elizabeth Sarah Chase (25.09.1997 r.)
J.P. Parker (28.02.1996 r.)
Mattias K. Crowell (08.03.1996 r.)

środa, 5 lutego 2014

Rozdział-16-

             Trzymałam jego rękę kiedy.... Kiedy jego palce drgnęły. Jego powieki się delikatnie uniosły. Spojrzał na mnie powiedział że mnie kocha i kocha naszą córkę i jego zamknęły się na zawsze. Aparatura wydała jeden ciągły dźwięk.  Na salę weszli lekarze próbując go reanimować. Ale bezskutecznie. Odsunęłam się o jeszcze cztery kroki i oparłam się o czyjś tors. Ręce delikatnie objęły mój brzuch i wiedziałam już że to Liam.
       Nagle w kącie pokoju pokazała się przezroczysta postać Chłopaka leżącego na łóżku. Był uśmiechnięty. Po czym zniknął. Zaraz poczułam pocałunek na brzuchu i jeszcze jeden. Spojrzałam w dół. Wiedziałam że to on. Mój ukochany.  Wyszłam na korytarz. Chłopaki patrzyli wyczekująco.
J-Odszedł-powiedziałam to tak spokojnie że sama się zdziwiłam.
Z-Jess... Dobrze się czujesz?
J-Nie ba...-I upadłam na ziemię...Przebudziłam się na szpitalnym łóżku. Chłopaki obok mnie.- Patrzyłam na nich zdziwiona.
Lou-Zemdlałaś pod wpływem emocji.
J- Znowu-powiedziałam
Lou-Co?
J-To uczucie. Liam mam problem.
Li-Jaki.
J-Ja... Boli-syknęłam łapiąc się za brzuch.
                Jestem na porodówce. Leżę sobie i czekam z bólem aż się coś zacznie dziać. I zaczęło. Skórcze łapały mnie coraz częściej. Lekarz jakiś młody zaczął coś tam majstrować. W sumie tak nie bolało ale wiele razy wymiotowałam. Tym byłam wykończona. Gdy wyszła główka poinformował mnie o tym. W trakcie zaczęłam się śmiać bo Liam oddychał za mnie za siebie i za chłopaków.  Doktorek się za mnie dziwnie spojrzał jak się śmiałam.
J-Liam...
Li-Słucham.
J-Ja sama mogę oddychać nie musisz za mnie nadrabiać.
Li- Jessica-powiedział udając urażonego.
J-Słucham?- Ból się nasilił.-Aaaa!-wydarłam się i lekarz powiedział
L-Mamy ją. i zobaczyłam mojego maluszka. Liam odetchną z ulgą. 
Li-W końcu.
J-A co ja mam powiedzieć?-położył głowę w zagłębieniu szyi i ramienia. Pogłaskałam go po głowie i pielęgniarka podała mi ją na pierś. Mała zakwiliła ale zaraz się uspokoiła słysząc bicie mojego serca.
                 Wieczorem ok 18 przyszli chłopcy mnie odwiedzić. Posiedzieli trochę ale tylko chwilę bo zaraz usnęłam. Byłam zmęczona a to dopiero początek.
                                 *cztery lata później*
A-Mamusiu?
J-Tak?
A-A gdzie jest tatuś?
J-Ana kochaniu posłuchaj-schyliłam się po dziewczynkę i posadziłam na blacie.- Twój tatuś nie żyje. Umarł. Był chory. A teraz twoim tatusiem jest Liam.
A-Tatuś.
J-Tak. Tatuś- Liam właśnie wszedł do kuchni.
Li- Co tatuś
A-Tatuś wiedziałeś że mój tata umarł?- Spojrzał na mnie. skinęłam głową dając do zrozumienia że powiedziałam jej wszystko
Li-Tak. A dzień później urodziłaś się ty.
A- tatusiu?
Li-Tak?
A- A ja chcę siostrzyczkę.
Li-Masz braciszka-powiedział. Wziął małą w ramiona.
A-Kocham cię tato-powiedziała.
Li-Ja ciebie też skarbie.-pocałował ją w czółko.
A-Mamusiu a mogę dotknąć dzidzi?
J-Idź. Tatuś cię umyje i zaraz pójdziemy
A-Dobrze.
Nasz synek ma już roczek. Właśnie usnął. Ma na imię Nickolas. Jest mi dobrze z Liamem i chłopakami przy boku. Tamci wyszli już do siebie. Mieszkają na tym samym podwórku ale w swoim domku. Wszystkie posiłki jadamy razem. Jest nam tak dobrze. Usiadłam przy stole i oparłam głowę o łokieć i siedziałam. Czekałam na ukochanego. Zayn napisał czy mogą dzisiaj spać u nas odpisałam że mogą. Czekałam na Mojego męża. Gdy już zszedł siedzieliśmy na kanapie i tak usnęliśmy. W nocy z nieznanej przyczyny wybuchł pożar i zaginęliśmy wszyscy.....




... Zerwałam się w środku nocy a Liam ze mną. Tulił mnie aż nie przestałam się trząść. Kołysał mnie rytmicznie w prawo... lewo... prawo... lewo... Nad ranem obudził mnie Nick gdy przyszedł do nas i wdrapał się na łózko. Przytulił się do mojej piersi. Wyjął smoczek  przyssał się. Pomemłał,  pomemłał i usnął.  Kocham ich wszystkich. Zaraz Liam się przebudził. Rozbawiony patrzył na Nicka i na mnie. Pocałował mnie z uśmiechem. I od tego zaczyna się mój dzień. Kolejny pełen wrażeń.


Tym rozdziałem kończę już tego bloga i z niechęcią informuję że muszę zawiesić działalność na tym blogu do puki czegoś nie wymyślę. Dziękuję Wam za czytanie i komentowanie. Mam nadzieję że dużo czasu mi to nie zajmie a teraz zapraszam na http://fuck-genius.blogspot.com/. Pozdrawiam Gabrysia.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział -15-

                                       Dzień przeszczepu
        Siedziałam w szpitalu kiedy zabrali Harrego na oddział. Chłopaki starali się ślinie mnie pocieszyć. Nie wiedziałam czy przeżyje. Nie wiedziałam czy wszystko pójdzie dobrze. Nie wiedziałam czy dziecko będzie miało ojca.
J-A jak on umrze?
N-Mała spokojnie.-powiedział uspokajającym głosem
J-A jeśli coś pójdzie nie tak?
Li-Jess do cholery jasnej- Warknął.
J-Skoro tak was denerwuje to pójdę sobie na dwór na ławkę.
Li-Proszę bardzo. Będzie trochę spokoju.
Z-Liam
Li- Co?
     Dalej ich nie słuchałam. Wyszłam Z oddziału a później ze szpitala. Usiadłam na słońcu. Siedziałam tak trochę i zobaczyłam że Liam idzie w moją stronę. Siada bez słowa obok i obejmuje mnie ręką.
J-Żyje?
Li-Nie wiem. Przyszedłem cię przeprosić.
J-Nie masz za co. Miałeś rację.
Li-Nie to ja jestem nerwowy.-powiedział
J-Liam. Jeśli on nie przeżyje... Pomożesz mi przy dziecku?
Li-Pomogę. Jeśli przyjmiesz moje przeprosiny.
J-Przyjmę.-powiedziałam z uśmiechem.
Li- Ale on przeżyje-powiedział stanowczo.- To silny facet. Wiesz...-zaczął- On bardzo przeżywał rozstanie z tobą- wyznał.- Ale się nie poddał walczył dalej o ciebie. I wywalczył swoją miłość. On cię kocha i nawet jeśli odejdzie będzie obok ciebie.
J-Liam-wyszlochałam.
Li-Nie płacz-powiedział i przytulił mnie do siebie. Wszyscy teraz przeżywamy. I nikt nie wiedział że jest chory. Znamy dość długo. Ale nigdy nie wspomniał.
J-Może nie wiedział-usprawiedliwiałam go. Moja córka poruszyła się we mnie chyba na znak zgody. Liam też to poczuł.
Li-Chyba mi tu nie rodzisz co nie?
J-Nie. Tylko się kręci-powiedziałam i sięgnęłam po rękę Liama. Opierał się na początku ale się przekonał. Uśmiechnął się kiedy mnie kopnęła.
Li-Nie boli cię to?
J-Czasami jak kopnie w żebro to boli ale tak to nie.
Li- To musi być fajne uczucie co?
J-No fajne, fajne.
Li-Wracajmy już. Zaraz pewnie zabieg się skończy.-powiedział
J-Tak. Chodźmy-potwierdziłam kiwaniem głowy. Powoli weszliśmy do budynku i powolnym krokiem udaliśmy się do wind. Odczekaliśmy aż zjedzie któraś. Wsiedliśmy i wjechaliśmy na piętro. Liam wprowadził mnie i posadził na krześle.  Wzięłam kubek z herbatą i upiłam spory łyk. Złapałam drugi i trzeci i w końcu wyszedł lekarz.
L-Pani Styles?
J-Tak-odwróciłam głowę w jego stronę A on tylko pokręcił głową przecząco. Załamałam się. Wstałam z krzesła kiedy zaczął dalej mówić
L-Jestem pod wrażeniem tego w jakim tempie to zrobiliśmy.
J-Słucham?
L-On żyje. Ale nie wiem czy na 100% przeżyje ten przeszczep-powiedział. - Zadecydują o tym te 24 godziny.
Z-A jakie jest prawdopodobieństwo że on umrze?
L-Co 5 przypadek umiera-powiedział i wrócił na salę.
               Mijały godziny a on się nie budził. Jego bicie serca spadało cały czas. Nie wiedziałam co będzie dalej. Za tydzień mam termin porodu.
Trzymałam jego rękę kiedy....