G-Nie idź sobie.
Li-Proszę cie. Przepraszam.
G-Liam proszę nie. Idź sobie.
Li-Słońce otwórz te drzwi.

J-Nie płacz.-powiedziała.
G-Ale jak.. Ja nie mam siły.
J-Musisz być silna.
G-Jewel ale ja już nie daje rady. Wcześniej mały chorował a teraz on..
J-Poradzisz sobie. Ja w ciebie wierze a jak będzie trzeba to pomoge.
Poleżałam z nią chwile
G-Zerkniesz na małego ja ide po coś do jedzenia?
J-Oki
Poszłam na dół do kuchni złapał mnie Liam.
G-Ej. Co robisz?
Li-Poczkaj.
G-Co chcesz?
Li-Porozmawiać.
Weszłam do kuchni i wzięłam sok.
G-Co?
Li-Przepraszam cie-pwiedział- Nie chciałem się narzucać.
G-Liam daj mi trochę czasu-powiedziałam niepewnie.
Li-Ile?
G-Nie wiem trochę żebym mogła sobie to przemyśleć.
Do domu wszedł Paul.
P-Hejka dzieciaki.
G-Cześć
Odwróciłam się do niego z wdzięczną miną.
Li-Jeszcze do tego wrócimy.
P-Mam dla was informacje-powiedział chodźcie do kuchni.
Usiadłam na krześle i czekałam aż się zejdą pozostali.
P- a więc... Dzisiaj o 20.30 macie koncert i planujemy trase koncertową -powiedział.
G-Co?
P-Nie bój nic będzie dobrze. Samolot mamy duży.
G-Kiedy?
P-Od przyszłego miesiąca.
G-O matko-powiedziałam i wstałam. Poszłam do pokoju. Tam leżał Ted i bawił się gryzakiem. Usiadłam przy jego łóżku. Za sobą bardzie wyczułam niż usłyszałam Liama.
Owww,;D
OdpowiedzUsuńCudddne ;D
http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/