środa, 26 lutego 2014

{4} Nie, wcale tak nie myślę

Na jej słowa chłopaki zareagowali śmiechem. Nie wiedziałam z kogo się śmieją. Jeden z chłopaków bacznie mi się przyglądał. Zaczęłam się zastanawiać co by się działo kiedy windę odblokowali za jakieś cztery godziny. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Miałam na nogach sandałki więc śmiało je zdjęłam i oparłam nogi o chłodne dno windy. Kiedy nastałam krępująca cisza otworzyłam oczy żeby zobaczyć co się dzieje. Jak się okazało Elizabeth zrobiła sobie drzemkę ze swoim kolegą. Zostaliśmy "sami". Uśmiechnął się do nie łagodnie.
-Może zacznijmy od początku?-zaproponował patrząc mi w oczy. Nie wiedziałam do powiedzieć więc tylko skinęłam głową- Jestem James-wyciągnął dłoń a ja nieśmiało ją ujęłam- Ale da ciebie J.P, a ty jak się nazywasz?
-Victoria.-powiedziałam prawie że szeptem. Musiałam odchrząknąć żeby powiedzieć cokolwiek głośniej
-Nie bądź taka nieśmiała. Wiem że da się z tobą porozmawiać.
-To jednak nie wiesz.-powiedziałam nieco głośniej.
- Ale z nią-wskazał ręką na Beth- potrafisz.
-Ale z nią znam się już jedenaście lat. -powiedziałam odwracając wzrok.
-O ,o - powiedział zdziwiony.-powiesz mi coś?-poprosił mnie delikatnie.
-To zależy co chcesz wiedzieć-powiedziałam patrząc na śpiącą parę. Zastanawiałam się czynie zrobić im zdjęcia. Ale jednak się powstrzymałam.
-Celowo wpadłaś na mnie z zapiekanką w szkole. -Uśmiechnął się na to wspomnienie. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
-Myślisz że celowo na ciebie wyrzuciłam tą zapiekankę?-byłam już zirytowana. Jeśli on myśli że to jest zabawne to się grubo myli.
-Nie złość się na mnie, nie chciałem cię drażnić.-wyznał szczerze. Nie mając już co ze sobą zrobić zaczęłam bawić się pierścionkiem na palcu, jak mi się znudziło, paznokcie sobie oglądałam. Kiedy już nie wiedziałam co ze sobą zrobić zaczęły mi drżeć dłonie, później cała zaczęłam drżeć z zimna. James to zauważył.
-Zimno ci?-zapytał z troską. Nie powiedziałam pokiwałam tylko głową. Brunet niespodziewanie złamał mnie za łydki i przyciągnął do siebie. Z plecaka wyjął koc, nie powiem, zdziwiłam się- Miałem dzisiaj jechać z Mattiasem nad  jezioro.-wyjaśnił. Acha i już wszystko jasne.- Wpadłem tylko na chwilę oddać pracę profesorowi i miałem jechać ale jak widać utknąłem tutaj.-wskazał ręką na windę, po czym uśmiechnął się.- Ale ma to też swoje zalety.-Przytulił mnie do siebie, opatulając lepiej kocem, przełożył moje nogi nad swoje.
-Dziękuję-powiedziałam. Nie wiedziałam co powiedzieć więcej więc położyłam ręce pod kocem, wcisnęłam sobie między uda i przypadkowo musnęłam jego krocze. Uśmiechnął się, ale zaraz przyjął maskę naturalnej twarzy.
-I teraz sobie myślisz że jestem walnięta i nie umiem się zachować-powiedziałam zamykając oczy odganiając sobie łzy, które cisnęły mi si do oczu.
-Nie, wcale tak nie myślę. Uważam że jesteś słodka, miła, tak bardzo nieśmiała, co działa na mnie tak podniecająco, taka delikatna i pełna entuzjazmu....-urwał, podniosłam wzrok i nasze spojrzenia sią spotkały. Zdawałam sobie sprawę że chce mnie pocałować, ale dzięki Bogu ruszyła winda. Wstałam na nogi, założyłam buty i wyplątałam się z koca.  Zielone oczy patrzyły się na mnie. Zdjął z siebie bluzę i podał mi ją- Weź ją-powiedział-Tobie przyda się bardziej niż mnie, a po za tym w samochodzie mam jeszcze jedną- oznajmił i zaczął składać koć, nie bardzo mu to szło więc mu pomogłam.
-Proszę-podałam mu już złożony w kostkę - I dziękuję za bluzę.
Beth się właśnie obudziła i Mattias też. Wstali żeby się rozprostować, kiedy drzwi windy się otworzyły a w nich stał profesor. Odetchnął z ulgą gdy nas zobaczył.
-Udało się-powiedział.- Nic wam nie jest?-Zapytał  z troską w głosie.
-Nam to raczej nie ale nie jestem pewien co do Victorii.-wyznał- trochę przemarzła w tej windzie. Ja bym ją wysłał do domu i nie włączał w akademię.
-Masz rację- przyznał mu rację staruszek- Idź do domu, dziecko a ty masz się nią zając-nakazał mężczyzna Jamesowi i Beth.- A ty- wskazał na Mattiasa ale nie dane mu było dokończyć bo dziewczyna się wcięła
-A on zajmie się mną-powiedziała z udawaną chrypą
-Tak-przyznał zbity z tropu nauczyciel.-Tak chyba będzie najlepiej.-zakończył staruszek.
-Ale mi nic nie jest-zaprotestowałam nosz co za idiota... Ja nie wiem jakim można być głupkiem żeby tak daleko się posunąć...

Czasami los szykuje nam słodką zemstę. A może jeśli się spojrzy z innej strony na świat wydaje się zupełnie inny. Wszystko ma znaczenie. Jeśli los szykuje ci tą szansę nie zmarnuj jej. Drugiej już możesz takiej nie dostać.
Click.....
Wyślij....

poniedziałek, 17 lutego 2014

{3} A chcesz poczuć buta na twarzy?

Wolnym krokiem ruszyłyśmy w wyznaczonym kierunku gdzie miała się odbyć próba. Po drodze jak to ja musiałam coś odwalić i się przewaliłam. Victoria tak się zaczęła śmiać że aż musiała przykucnąć. Ja leżałam jak długa nie wiedząc co się dzieje.
-Beth wstawaj-powiedziała między atakami śmiechu.- No już  spóźnimy się- patrząc mi w oczy podniosłam się i rzuciłam na nią.
-Tulimy-krzyknęłam przytulając ją do siebie. Po drugiej stronie ulicy szła jakaś pra staruszków. Patrzyli na nas zdziwieni.- No co tam?-zapytałam patrząc jej w paczadełka. 
-Możemy już iść?-zapytała kryjąc rozbawienie na twarzy.
-Oczywiście. Zeszłam z jej kolan i pomogłam wstać.
Oczami Tori
Weszłam z Elizabeth do budynku. Tam moja przyjaciółka koniecznie musiała pojechać windą. Czekając na windę poszłam do recepcji poprosić o kubeczek plastikowy żeby napić się wody. Kobieta ze zbyt mocną czerwoną szminką podała mi go uprzejmie. Uśmiechnęłam się do niej uprzejmie i odwróciłam się do Lilibet.
-Chodź-krzyknęła na mnie.- No chodź już.- A ja żeby zrobić jej na złość Szłam jeszcze wolniej.- No chodź. Chodź już. No. Bo odjedzie. No proszę
-No przecież idę już.  Nie marudź. -powiedziałam patrząc na nią. Zachowuje się gorzej niż trzylatek w przedszkolu. Weszłyśmy do windy. Drzwi już się zamykały kiedy czyjaś dłoń pojawiła się między nimi. Podałam kubeczek Beth.
Do windy wsiedli chłopcy. Dokładnie ci dwaj. Od razu spoważniałam.  Beth też. Zerknęłam na przyjaciółkę. Ona stała jakby nigdy nic. Drzwi się zamknęły i ruszyliśmy. Jednak nie wiele przejechaliśmy bo winda się zacięła między trzecim a czwartym piętrem. Jeden z chłopaków zaklął pod nosem.
-Bomba jeszcze togo tu brakowało.-Powiedziała. Wiedziałam że się będzie źle z nią jeśli wyjdziemy szybko. Usiadłam na podłodze. Ona za moim przykładem. Położyła mi na głowę na udach. -Powiedz że to nie potrwa długo
-Nie wiem. Mam nadzieję że nie.-Powiedziałam uspokajająco. Starałam się nie dać po sobie poznać. Patrzyłam na mną a ona na mnie. Nagle Beth zaczęła się śmiać.- A tobie co tak wesoło.
-Jak twoja głowa- zapytała ze śmiechem.
-Dziękuję dobrze-teraz to i ja się śmiałam cieszyłam się że ma poczucie humoru.
Po dobrej godzinie chłopakom też się znudziło stanie. Usiedli na przeciwko nas. Dziewczyna co chwila się śmiała na jakieś wspomnienia. Szczerze? Miałam jej już dosyć.  Gdy w końcu usiadła normalnie mogłam przybrać jakąś bardziej odpowiednią pozycję.  Niespodziewanie odezwał się chłopak po cichu pokazując drugiemu coś w telefonie. Na co ten wybucha śmiechem. Odkręciłam wodę ale moje dziurawe ręce wypuściły korek , który potoczył się koło jednego z nich. Wziął go do ręki i zobaczył co jest  na nim napisane.
-Po co pijesz wodę na odchudzanie?-zapytał zdziwiony.- Przecież jesteś szczupła-mówiąc patrzył mi prosto w oczy.
-Nie jestem szczupła to po pierwsze a po drugie to chyba nie powinno cię interesować-Powiedziałam spokojnie
-On ma rację-powiedziała- Dlaczego ty pijesz to świństwo.
-Wiesz dlaczego-powiedziałam.
- Przez niego? Serio? -prychnęła zirytowana.- Nie wiem jak ty to znosisz
- Muszę-powiedziałam cicho.
-Nie musisz-krzyknęła zaskakując tym chłopaków i obaj podskoczyli.
-Dlaczego na mnie krzyczysz? -Zapytałam ją-Jestem starsza.
-Tak o  całe siedem godzin i przy okazji tępa ja but żeby nie było że z lewej to z prawej nogi.
-A chcesz poczuć buta na twarzy? -zapytałam przesłodzonym uśmiechem.
-Weź bo się porzygam. -powiedziała i reagując na mój głos udała odruch wymiotny.
-Z dwojga złego lepiej w tę stronę-wskazałam w przeciwną stronę.
-A co do buta obejdzie się.
 
 
Przypadek czy przeznaczenie? Czasami życie jest tak bardzo pokręcone że za nim nie nadążamy. Są chwile, o których lepiej zapomnieć a są takie, w których możemy żyć cały czas. Życie jest pełne niespodzianek i nie zmarnuj jego.
Click....... Wyślij......


{2} Ogarnij ten śmiech hieny!!!

Dzień do końca miną dość "normalnie" co w naszym przypadku było dużo śmiechu. Po geografii mieliśmy angielski, polski, biologię. Przed Matematyką wyszło śliczne słoneczko więc wyszłyśmy przed szkołę. Usiadłyśmy sobie przed szkołą na ławeczce gdzie idealnie świeciło słońce. Napawałam się przed chwilą witaminą D ale po coś się nie zgadzało.
-Tori co jest?-Zapytałam zaintrygowana tym że nic nie mówi ani się nie śmieje. To było dość dziwnie i podejrzane. - Zobaczyłaś ducha czy co? Jesteś bledsza od trupa-powiedziałam do przyjaciółki próbując ją jakoś rozśmieszyć.
-Nie nic-powiedziała i odwróciła wzrok. Zaczęłam się zastanawiać co się stało. Po chwili jednak dałam sobie z tym spokój i dalej się opalałam. Nie nasiedziałam się jednak długo bo zadzwonił dzwonek na lekcję. Victoria wstała i uśmiechnęła się blado do mnie.
Ruszyłyśmy w kierunku wejścia. Przez drogę szłyśmy w ciszy. Wchodząc do klasy gdzie lekcja już trwała. Nic nie mówiąc poszłyśmy do wolnej ławki. Tori wyjęła zeszyt i zaczęła rozwiązywać zadania.  Mniej więcej w połowie lekcji nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
-Ogarnij ten śmiech hieny!!!- krzyknęła i ja jak i reszta klasy i profesor byli zaskoczeni. Z jej oczy kipiała złość. nawet nie próbowała jej pohamować. Nie przestałam się śmiać. Jeszcze bardziej rechotałam.- Może mnie pan zwolnić?-zapytała z błaganiem w oczach.
- Panno Dreake, przecież wiesz że nie mogę tego zrobić.-powiedział przepraszająco. Patrzył na nią bacznie. Zrobiła się jeszcze bledsza.
-Więc proszę wstawić mi nieobecność-powiedziała i zbierając zeszyty z ławki podniosła torbę i szybkim krokiem wyszła z sali. Spojrzał na mnie. Pokręciłam głową i wyszłam za nią.
-Tori! -Krzyknęłam za nią.- Zaczekaj.-zatrzymała się Podbiegłam do niej.-Co się stało?
-Nic. Po prostu jest mi głupio że upaprałam jego koszulkę zapiekanką-powiedziała szczerze. Ja pohamowałam śmiech. Nie spodziewałam się tego po niej. Zawsze była taka opanowana.
-Chodź na lekcje-poprosiłam ją.- Proszę. Nie przejmuj się tym. To dupek i tyle.-Właśnie w tym momencie przeszedł ten na którego wpadła z zapiekanką. Odwróciła wzrok a właśnie wychodził jakiś chłopak i dostała drzwiami w bok głowy. Aż ją zarzuciło na bok. Chłopak spanikowany zaczął ją przepraszać al. ona najwyraźniej miała go za przeproszeniem w dupie.
- Nic mi nie jest-powiedziała do niego starając się uśmiechnąć. Brunet który przechodził wpatrywał się w naszą trójkę nie wiedząc co ma robić.
-W porządku?-zapytałam się Tori
-Tak. Chodź na lekcję-powiedziała chcąc najwyraźniej najszybciej odejść z jego pola widzenia. Weszłyśmy do klasy. Wymamrotała jakieś przeprosiny i usiadła na krześle trzymając się za głowę.  Wiedziałam że dość mocno oberwała. Do końca zajęć zostały na dwie lekcje.

Po lekcjach miałyśmy jeszcze prawie godzinę do próby. Poszłyśmy do niej . Zostawiliśmy rzeczy. Wzięłam z kuchni wodę dużą i poszłam do niej do pokoju.
-Lepiej ci już-zapytałam patrząc na nią. Była taka bezsilna że aż mi jej szkoda.
-Nie wiem-wzruszyła ramionami i usiadła. Podałam jej wodę i usiadłam na przeciwko niej.- Nie wiem czy dam radę dzisiaj brać udział, a tym bardziej nie wiem co mnie tam czeka.
-Ja też nie wiem. Ale się zobaczy-powiedziałam pocieszająco. -A teraz chodź-pogoniłam ją-zaraz próba. -Wstała z łózka i chwyciła butelkę wody. Wyszłam z pokoju. Jednak się zatrzymałam przez co Tori wpadła na mnie.
-Co?
-Zostawiłam telefon.-Powiedziałam krzywiąc się
-Masz go w ręce.-powiedziała kpiąco się uśmiechając. Zeszłam może pięć schodków i znowu się zatrzymała a dziewczyna zbulwersowana na mnie patrzyła, a ja zrobiłam minkę niewiniątka.
-Co tym razem?-zapytała starając się zamatować gniew. Uśmiechnęłam się do niej.-Tylko mi nie mów że zapomniałaś.
-Jaaa?-zapytałam z niedowierzaniem.-Nie.
-Taaak ty-powiedziała.-Więc co?
-A tych bad boy'ów nie będzie co nie?-zapytałam z nadzieją w oczach. Patrzyłam na nią wyczekująco.
-A dlaczego ty się mnie pytasz?-zapytała mnie jakby nie rozumiała co mam na myśli.

Nie zawsze jest tak jak się chce. Czasami jest tak że chcemy się schować gdzieś w jakąś ciemną dziurę i z niej w ogóle nie wychodzić. Ale trzeba się zmierzyć ze strachem. Jak nie muszę się bać bo mam moją przyjaciółkę. a tak przy okazji na trzy dni są wybory miss w naszej szkole.
Click..... Wyślij.....


{1} Przyajźń, przyjaźnią ale dupę rusz

- Tori! Toriiiiiii! - słysząc krzyk Beth z dołu, wywróciłam oczami, po czym ponownie chwyciłam za pędzelek i zajęłam się malowanie tuszem drugiego oka. - Rozumiem przyjaźń, przyjaźnią ale dupę rusz - widząc jej postać w lustrze podskoczyłam przestraszona.
- A ty skąd się wzięłaś? - zapytałam po czym zakręciłam tusz.
- No zapewne z brzucha mamy ale nic nigdy nie wiadomo - wzruszając ramionami siadła na łóżku - A tak dla przypomnienia mamy 10 minut na dotarcie do szkoły - powiedziała spokojnie patrząc na swoje paznokcie.
- Co? - krzyknęłam zaskoczona.
- To - powiedziała i jak gdyby nigdy nic wstała i wzięła swoją torbę z podłogi - I radzę ci brać ten zadek i zejść na dół.
- Jaasne - powiedziałam specjalnie wydłużając sylaby po czym biorąc torbę ruszyłam w ślad za przyjaciółką.
- A jeszcze jedno - zatrzymała się raptownie przez co wpadłam na nią.
- Co znowu? - zapytałam przewracając oczami.
- Zapomniałam - powiedziawszy to ruszyła znów do przodu. Nagle ponownie się zatrzymała, a ja znów wpadłam na nią. Powstrzymując gniew spojrzałam na jej niewinną minkę.
- Niech zgadnę znów zapomniałaś?
- Nie - powiedziała patrząc mi w oczy - Tylko dzisiaj chyba jest próba do przedstawienia - mówiąc to zeszła szybko ze schodów i uśmiechając się do mojej mamy zaczęła nakładać buty na nogi.
- Teraz mi to mówisz? - zapytałam pojawiając się obok niej.
- No a kiedy miałam zapytać? - zapytała prostując się.
- Dlaczego ja się z tobą przyjaźnię? - zapytałam patrząc w sufit.
- Bo mnie kochasz - zanuciła i udając jakąś modelkę z TV wyszła z mojego domu, co niestety jej się nie udało ponieważ potknęła się o schodek i upadła na tyłek. Widząc to parsknęłam śmiechem, tak samo jak jakiś dwóch chłopaków na chodniku.
- Miss schodów się znalazła - zaśmiałam się podając jej rękę. Przyjmując ją z wdzięcznością podniosła się i zaczęła się śmiać.
- A żebyś wiedziała teraz na pewno zostanę twarzą pustaków - mówiąc to zaczęła udawać plastika z naszej klasy.
- Niewiele ci brakuje - śmiejąc się z tego ruszyłyśmy w stronę szkoły.

Wchodząc do szkoły Elizabeth nagle stanęła jak wryta na środku korytarza.
- A tobie co?? - zapytałam patrząc na nią spod oka.
- Zapomniałam wziąć długopisu - mówiąc to, prawie się nie popłakała. Powstrzymując śmiech popchnęłam ją w stronę klasy.
- Idź ty moja sierotko - uśmiechając się szeroko, poszłam za nią do klasy od Geografii. Siadając w ławce spojrzałam na jej smutną minkę.
- A tobie co znowu?
- Jednak mam ten długopis - powiedziała niepewnie.
- To chyba dobrze - powiedziałam śmiejąc się pod nosem.
- Nie za bardzo bo zapomniałam drugiego śniadania.
- To pójdziemy do sklepiku - powiedziałam szybko, ale widząc jej minę zaczęłam się nad tym zastanawiać - Bo chyba portfel wzięłaś?
- No mam - wyciągnęła z torby różowy portfel i mi go pokazała.
- A pieniądze w nim masz?
- No tak - potwierdziła.
- No to pójdziemy - odetchnęłam z ulgą i skupiłam się na temacie dzisiejszej lekcji.

Oczami Elizabeth
- Lilibet ruszysz się? - słysząc głos Victorii uśmiechnęłam się niepewnie.
- Yhym - mruknęłam drapiąc się w kark.
- Dobra ja idę do sklepiku zamówić zapiekanki, a ty leć do tej łazienki - powiedziała przyjaciółka przewracając oczami.
- Dzięki - krzyknęłam ponieważ już byłam w połowie drogi do łazienki. Wchodząc do wypełnionego dymem pomieszczenia kaszlnęłam po czym weszłam do kabiny. Załatwiając szybko swoją potrzebę fizjologiczną, spuściłam wodę po czym umyłam ręce w umywalce. Nie widząc nigdzie ręcznika papierowego skrzywiłam się i mokrymi rękami chwyciłam za klamkę od drzwi. Spuszczając głowę w dół otworzyłam je zamaszystym ruchem, jednak słysząc jakiś dziwny dźwięk podniosłam głowę do góry i otworzyłam szeroko oczy.
- Nic ci nie jest? - zapytałam nieśmiało chłopaka który trzymał się za czoło a na jego koszulce widniała wielka plama po soku z czarnej porzeczki.
- Nie no skądże - powiedział sarkastycznie - Czuje się wyśmienicie, po prostu uwielbiam uderzenia z drzwi w głowę.
- Przepraszam - wyjąkałam po czym przygryzając wargę opuściłam głowę w dół - A koszulkę ci odkupię - powiedziałam szybko i uciekłam stamtąd.
- Zaczekaj - słysząc jego krzyk jeszcze bardziej przyspieszyłam. Kiedy doszłam do sklepiku widziałam tylko wkurzoną Tori i jakiegoś chłopaka z zapiekanką na koszulce.
- Nowa moda? - zapytałam się przyjaciółki wskazując ruchem głowy jej towarzysza.
- Nie niezdarna dziewczyna która wpada na wszystkich - stwierdził chłopak po czym machnął olewająco ręką i wyszedł ze sklepiku.
- Co to było? - zapytałam patrząc w ślad za odchodzącym.
- A ja wiem - powiedziała przyjaciółka - Ciołek wpadł na mnie i niechcący ubrudził się zapiekanką wielkie mi halo - skwitowała po czym wzruszając ramionami stanęła ponownie w kolejce - I jeszcze na dodatek przez niego muszę ponowni stać w tej durnej kolejce.
- Oj nie marudź - powiedziałam wywracając oczami - Głodna jestem.
- Jak zawsze - słysząc to parsknęłyśmy śmiechem.
 
Nawet w zamieszaniu da się znaleźć to co poszukujesz od bardzo dawna. Nie wiedząc nawet pewnie, że to jest to, pozwalasz mu odejść. Ale nie bój się przed przeznaczeniem nie uciekniesz. I uwaga, uwaga ogłaszam, że równo za 3 tygodnie jest bal szkolny.
Click.......Wyślij.......


Prologue

Każdy na świecie ma obok siebie jakąś bliską sobie osobę. Każdy ma przyjaciela na którego może liczyć. Ta osoba nigdy nie czuje się samotnie, nie wie co to smutek, radość tryska z niej jak gejzer na Islandii......Tratatata słyszeliście gorsze brednie? Owszem każda osoba ma przyjaciela, ma bliską osobę, ale ona wspiera cię, pociesz w trudnych chwilach, jest zawsze obok ciebie, a smutki jak to smutki zawsze się przyplączą. A więc definicja jest taka masz przyjaciela jesteś WSPANIAŁĄ i NIEZWYCIĘŻONĄ osobą, nie masz przyjaciela to najpewniej ZGINIESZ, TRAFISZ DO PSYCHIATRYKA lub w najlepszym przypadku BEDZIESZ STARĄ PANNĄ Z MNÓSTWEM KOTÓW.
Uff mi to nie grozi ponieważ mam przyjaciółkę i to bardzo bliską, może i różni nas 7 godzin, ale często zachowujemy się tak samo i myślimy o tym samym. A więc ludzie szukajcie przyjaciół i od razu mówię to nie durna reklama namawiająca do kupna mydła, to fakt ;P.
Pozdrawiam wasza koleżanka z klasy.......
Click......Wyślij.......

Postaci

Victoria Charlotte Dreake (24.09.1997 r.)
Elizabeth Sarah Chase (25.09.1997 r.)
J.P. Parker (28.02.1996 r.)
Mattias K. Crowell (08.03.1996 r.)

środa, 5 lutego 2014

Rozdział-16-

             Trzymałam jego rękę kiedy.... Kiedy jego palce drgnęły. Jego powieki się delikatnie uniosły. Spojrzał na mnie powiedział że mnie kocha i kocha naszą córkę i jego zamknęły się na zawsze. Aparatura wydała jeden ciągły dźwięk.  Na salę weszli lekarze próbując go reanimować. Ale bezskutecznie. Odsunęłam się o jeszcze cztery kroki i oparłam się o czyjś tors. Ręce delikatnie objęły mój brzuch i wiedziałam już że to Liam.
       Nagle w kącie pokoju pokazała się przezroczysta postać Chłopaka leżącego na łóżku. Był uśmiechnięty. Po czym zniknął. Zaraz poczułam pocałunek na brzuchu i jeszcze jeden. Spojrzałam w dół. Wiedziałam że to on. Mój ukochany.  Wyszłam na korytarz. Chłopaki patrzyli wyczekująco.
J-Odszedł-powiedziałam to tak spokojnie że sama się zdziwiłam.
Z-Jess... Dobrze się czujesz?
J-Nie ba...-I upadłam na ziemię...Przebudziłam się na szpitalnym łóżku. Chłopaki obok mnie.- Patrzyłam na nich zdziwiona.
Lou-Zemdlałaś pod wpływem emocji.
J- Znowu-powiedziałam
Lou-Co?
J-To uczucie. Liam mam problem.
Li-Jaki.
J-Ja... Boli-syknęłam łapiąc się za brzuch.
                Jestem na porodówce. Leżę sobie i czekam z bólem aż się coś zacznie dziać. I zaczęło. Skórcze łapały mnie coraz częściej. Lekarz jakiś młody zaczął coś tam majstrować. W sumie tak nie bolało ale wiele razy wymiotowałam. Tym byłam wykończona. Gdy wyszła główka poinformował mnie o tym. W trakcie zaczęłam się śmiać bo Liam oddychał za mnie za siebie i za chłopaków.  Doktorek się za mnie dziwnie spojrzał jak się śmiałam.
J-Liam...
Li-Słucham.
J-Ja sama mogę oddychać nie musisz za mnie nadrabiać.
Li- Jessica-powiedział udając urażonego.
J-Słucham?- Ból się nasilił.-Aaaa!-wydarłam się i lekarz powiedział
L-Mamy ją. i zobaczyłam mojego maluszka. Liam odetchną z ulgą. 
Li-W końcu.
J-A co ja mam powiedzieć?-położył głowę w zagłębieniu szyi i ramienia. Pogłaskałam go po głowie i pielęgniarka podała mi ją na pierś. Mała zakwiliła ale zaraz się uspokoiła słysząc bicie mojego serca.
                 Wieczorem ok 18 przyszli chłopcy mnie odwiedzić. Posiedzieli trochę ale tylko chwilę bo zaraz usnęłam. Byłam zmęczona a to dopiero początek.
                                 *cztery lata później*
A-Mamusiu?
J-Tak?
A-A gdzie jest tatuś?
J-Ana kochaniu posłuchaj-schyliłam się po dziewczynkę i posadziłam na blacie.- Twój tatuś nie żyje. Umarł. Był chory. A teraz twoim tatusiem jest Liam.
A-Tatuś.
J-Tak. Tatuś- Liam właśnie wszedł do kuchni.
Li- Co tatuś
A-Tatuś wiedziałeś że mój tata umarł?- Spojrzał na mnie. skinęłam głową dając do zrozumienia że powiedziałam jej wszystko
Li-Tak. A dzień później urodziłaś się ty.
A- tatusiu?
Li-Tak?
A- A ja chcę siostrzyczkę.
Li-Masz braciszka-powiedział. Wziął małą w ramiona.
A-Kocham cię tato-powiedziała.
Li-Ja ciebie też skarbie.-pocałował ją w czółko.
A-Mamusiu a mogę dotknąć dzidzi?
J-Idź. Tatuś cię umyje i zaraz pójdziemy
A-Dobrze.
Nasz synek ma już roczek. Właśnie usnął. Ma na imię Nickolas. Jest mi dobrze z Liamem i chłopakami przy boku. Tamci wyszli już do siebie. Mieszkają na tym samym podwórku ale w swoim domku. Wszystkie posiłki jadamy razem. Jest nam tak dobrze. Usiadłam przy stole i oparłam głowę o łokieć i siedziałam. Czekałam na ukochanego. Zayn napisał czy mogą dzisiaj spać u nas odpisałam że mogą. Czekałam na Mojego męża. Gdy już zszedł siedzieliśmy na kanapie i tak usnęliśmy. W nocy z nieznanej przyczyny wybuchł pożar i zaginęliśmy wszyscy.....




... Zerwałam się w środku nocy a Liam ze mną. Tulił mnie aż nie przestałam się trząść. Kołysał mnie rytmicznie w prawo... lewo... prawo... lewo... Nad ranem obudził mnie Nick gdy przyszedł do nas i wdrapał się na łózko. Przytulił się do mojej piersi. Wyjął smoczek  przyssał się. Pomemłał,  pomemłał i usnął.  Kocham ich wszystkich. Zaraz Liam się przebudził. Rozbawiony patrzył na Nicka i na mnie. Pocałował mnie z uśmiechem. I od tego zaczyna się mój dzień. Kolejny pełen wrażeń.


Tym rozdziałem kończę już tego bloga i z niechęcią informuję że muszę zawiesić działalność na tym blogu do puki czegoś nie wymyślę. Dziękuję Wam za czytanie i komentowanie. Mam nadzieję że dużo czasu mi to nie zajmie a teraz zapraszam na http://fuck-genius.blogspot.com/. Pozdrawiam Gabrysia.