Zdenerwował mnie kretyn. Niech on sobie nie myśli że wszystko mu wolno. Nie zwracając na nich uwagi ruszyłam w kierunku sali, w której miała być próba. Śmiało weszłam do pomieszczenia. Jednak już po chwili ogarnęło mnie przerażające zimno. Czy tu chodzi KLIMATYZACJA?!! Nie no to już jest przegięcie. Zapięłam bluzę chłopaka i podeszłam do sceny. Rozejrzałam się ale nikogo nie było. Przy pianinie tylko siedział jakiś chłopak. Podeszłam do niego i poprosiłam żeby mi coś zagrał. Znam to. Apologize. Poprosiłam żeby mi zagrał Let it go. Kocham ten kawałek. i po mimo przeszkadzającego mi chłodu zaśpiewałam...
Zdarłam sobie gardło niesamowicie. Gdy wyszłam z sali w korytarzu siedział nie kto inny niż J.P
-Co ty tu jeszcze robisz?-zapytałam zaskoczona, jednocześnie szczęśliwa. Zignorowałam jednak ten fakt.
-Obiecałem że się tobą zaopiekuję.-odrzekł bardzo spokojnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Spuściłam tylko wzrok. Niespodziewanie James podniósł się i wziął mnie na ręce.
-Postaw mnie sama pójdę.-Powiedziałam stanowczo. Brunet zatrzymał się i delikatnie mnie postawił, odsunęłam się i zaczęłam schodzić powoli po schodach-Dziękuję- zaczęłam nieśmiało, postanowiłam, że skończę tylko na tym za nim powiem coś głupiego, na prawdę głupiego, np. "Podobasz mi się" czy coś w tym stylu.
- Nie masz za co dziękować-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Nie jedziesz mad jezioro?-zapytałam żeby podtrzymać rozmowę.- Mną się nie przejmuj. Dam sobie radę. -Powiedziałam to udając że się czuję znakomicie. Jednak zależało mi na tym żeby ze mną został. Znamy się bardzo krótko i nie chcę się angażować. Raz już się tak sparzyłam. Nie chcę więcej. Wyszliśmy z budynku i powolnym krokiem zmierzaliśmy ku mojemu domowi. Przed domem czekała mama.
-O rany dziecko moje nic ci nie jest?- Zapytała
- Mama?-zapytałam zdziwiona- Miałaś być przecież u cioci.
- Miałam ale jak się dowiedziałam co się stało to zostałam.
-Nic mi nie jest.-powiedziałam. Coś za moimi plecami przykuło jej wzrok.
-Kto to jest-zapytała patrząc na mnie przenikliwie. Wiedziałam jej świdrujące spojrzenie. Obejrzałam się. Chłopak uśmiechnął się i podszedł bliżej.
-To jest James-powiedziałam spokojnie. Nie spodziewałam się że tak spokojnie zareaguje. Widać James jej przypadł do gustu i go polubi.
-Dzień dobry.-Przywitał się grzecznie- James Parker- powiedział a moja mama rozpłynęła się.- Profesor kazał mi się ją zaopiekować ale się upiera że nic jej nie jest.
-Wejdźmy do środka- Zaproponowała moja mama. O nie. Co ona robi?- Proszę- zacisnęłam zęby i ruszyłam do domu.
- Chodź-powiedziałam cicho i zaprowadziłam go do kuchni.- Napijesz się soku?-zapytałam.
-Chętnie.-Powiedział, uśmiechając się tak pięknie że aż zatyka człowieka. Odwróciłam się po szklanki, biorąc dwie postawiłam je na stole, sięgając po sok, który stał na blacie podałam mu opakowanie żeby nalał sobie soku.- Nalać i tobie?-pyta niskim zachrypniętym głosem.
-Poproszę-odpowiedziałam uprzejmie starając się nie zwracać uwagi na jego sprawne ruchy, nie wierzę, że chłopak na którego wpadłam dzisiaj z zapiekanką na przerwie siedzi właśnie w moim domu i pije sok! I to w dodatku pomarańczowy!
-Dobrze dzieci ja wychodzę-powiedziała mama- Proszę nie zdemoluj mi domu kochanie.-zastrzegła.
-Zrobię co w mojej mocy-krzyknęłam za nią na co chłopak uśmiechnął się.
-Jesteś niesamowita wiesz?-wyznaje, mówiąc to spuszczam wzrok i mimowolnie przygryzam wargę.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie-mówię, chcąc zmienić temat. Przyglądałam się swoim paznokciom. Moje dłonie leżały na udach więc patrzyłam pod stół.
-Nie, nie jadę-mówi.
-Dlaczego-pytam się. Mam nadzieję że to nie przeze mnie
-Ponieważ mam polecenie profesora i zamierzam dotrzymać słowa.- Moje przypuszczenia się potwierdziły. Zawrzała we mnie wściekłość.
-Nie dopuszczę żebyś z mojego powodu opuszczał wypad z kolegami nad jezioro. -Powiedziałam najdelikatniej jak umiałam.- Nie chcę żebyś później miał do mnie żal o to że gdy twoi znajomi się świetnie bawili ty siedziałeś uwięziony ze mną kiedy mi nic nie jest-Powiedziałam to już trochę mniej panując nad sobą.
-Nie będę miał żalu...-zaczął ale ja mu się wcięłam
-Nic mi nie jest-zapewniam- Nie chcę żebyś tu siedział polecenia tego faceta.
-A jeśli ja sam chcę tu być?-zapytał mnie poważnie. - Z własnej nie przymuszonej woli? A jeśli nie pojadę bo chcę spędzić czas z dziewczyną która wrzuciła na nie zapiekankę dzisiaj rano?- Mówił całkiem opanowany.- Jeśli tobie na tym zależy pojadę.-mówi- Jeśli mi obiecasz że poinformujesz mnie jeśli coś będzie nie tak, jeśli twój stan się pogorszy.
-Nie będę składać obietnic, których nie mogę dotrzymać-mówię z maską obojętności, a tak na prawdę chce mi się płakać, tak bardzo, że nawet jak tata nas zostawiał nie chciało mi się tak płakać.- Ale jedź. Chcę żebyś pojechał. Chcę żebyś się dobrze bawił.-Pytanie tylko czy ja sobie z tym poradzę. Muszę, nie mam wyboru.- Proszę cię jedź nad to jezioro.
- Pojadę. Niech będzie, pojadę.-mówi zrezygnowany.- Ale...
-Tak?-Pytam, mam przeczucie co teraz powie.
-Jeśli wrócę a twój stan się pogorszy...
-Nic mi nie będzie.- mówię całkiem przekonana o tym.
- Nie pogodzę się z tym że cię zostawiłem-rozumiesz?
-Nie możesz mnie zostawić. Nie jesteśmy parą żebyś miał mnie zostawić.-mówię ostro. Podnoszę się z miejsca i odstawiam sok na barek. wylewam nietknięty sok i płuczę szklankę.
-Przepraszam jeśli cię uraziłem.-Mówi też ostrym tonem.- Ale ostrzegam cię. Ja też mam uczucia. Nie mów nic czego będziesz później żałować .
- Uczę się na swoich błędach. Jak się nie przewrócę to się nie nauczę.-Mówię cicho. Kontem oka widzę jak zaciska zęby i przymyka powieki.
-Dobra. Jak chcesz. Jadę nad jezioro.- Mówi.-Zadzwonię wieczorem.-rzucił na odchodne przez ramię.
Życie nie jest idealne. My nie jesteśmy idealni. Jest pełne wzlotów i upadków. Czasem jednak nas to przerasta i nie umiemy sobie z tym radzić. W tedy zawsze możesz zwrócić się do swojego przyjaciela. On zawsze pomoże. Zawsze pocieszy, udzieli rady. Pomoże ci wyjść z tego gówna w jakie się wpakowałeś....
Click......
Wyślij....
Zdarłam sobie gardło niesamowicie. Gdy wyszłam z sali w korytarzu siedział nie kto inny niż J.P
-Co ty tu jeszcze robisz?-zapytałam zaskoczona, jednocześnie szczęśliwa. Zignorowałam jednak ten fakt.
-Obiecałem że się tobą zaopiekuję.-odrzekł bardzo spokojnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Spuściłam tylko wzrok. Niespodziewanie James podniósł się i wziął mnie na ręce.
-Postaw mnie sama pójdę.-Powiedziałam stanowczo. Brunet zatrzymał się i delikatnie mnie postawił, odsunęłam się i zaczęłam schodzić powoli po schodach-Dziękuję- zaczęłam nieśmiało, postanowiłam, że skończę tylko na tym za nim powiem coś głupiego, na prawdę głupiego, np. "Podobasz mi się" czy coś w tym stylu.
- Nie masz za co dziękować-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Nie jedziesz mad jezioro?-zapytałam żeby podtrzymać rozmowę.- Mną się nie przejmuj. Dam sobie radę. -Powiedziałam to udając że się czuję znakomicie. Jednak zależało mi na tym żeby ze mną został. Znamy się bardzo krótko i nie chcę się angażować. Raz już się tak sparzyłam. Nie chcę więcej. Wyszliśmy z budynku i powolnym krokiem zmierzaliśmy ku mojemu domowi. Przed domem czekała mama.
-O rany dziecko moje nic ci nie jest?- Zapytała
- Mama?-zapytałam zdziwiona- Miałaś być przecież u cioci.
- Miałam ale jak się dowiedziałam co się stało to zostałam.
-Nic mi nie jest.-powiedziałam. Coś za moimi plecami przykuło jej wzrok.
-Kto to jest-zapytała patrząc na mnie przenikliwie. Wiedziałam jej świdrujące spojrzenie. Obejrzałam się. Chłopak uśmiechnął się i podszedł bliżej.
-To jest James-powiedziałam spokojnie. Nie spodziewałam się że tak spokojnie zareaguje. Widać James jej przypadł do gustu i go polubi.
-Dzień dobry.-Przywitał się grzecznie- James Parker- powiedział a moja mama rozpłynęła się.- Profesor kazał mi się ją zaopiekować ale się upiera że nic jej nie jest.
-Wejdźmy do środka- Zaproponowała moja mama. O nie. Co ona robi?- Proszę- zacisnęłam zęby i ruszyłam do domu.
- Chodź-powiedziałam cicho i zaprowadziłam go do kuchni.- Napijesz się soku?-zapytałam.
-Chętnie.-Powiedział, uśmiechając się tak pięknie że aż zatyka człowieka. Odwróciłam się po szklanki, biorąc dwie postawiłam je na stole, sięgając po sok, który stał na blacie podałam mu opakowanie żeby nalał sobie soku.- Nalać i tobie?-pyta niskim zachrypniętym głosem.
-Poproszę-odpowiedziałam uprzejmie starając się nie zwracać uwagi na jego sprawne ruchy, nie wierzę, że chłopak na którego wpadłam dzisiaj z zapiekanką na przerwie siedzi właśnie w moim domu i pije sok! I to w dodatku pomarańczowy!
-Dobrze dzieci ja wychodzę-powiedziała mama- Proszę nie zdemoluj mi domu kochanie.-zastrzegła.
-Zrobię co w mojej mocy-krzyknęłam za nią na co chłopak uśmiechnął się.
-Jesteś niesamowita wiesz?-wyznaje, mówiąc to spuszczam wzrok i mimowolnie przygryzam wargę.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie-mówię, chcąc zmienić temat. Przyglądałam się swoim paznokciom. Moje dłonie leżały na udach więc patrzyłam pod stół.
-Nie, nie jadę-mówi.
-Dlaczego-pytam się. Mam nadzieję że to nie przeze mnie
-Ponieważ mam polecenie profesora i zamierzam dotrzymać słowa.- Moje przypuszczenia się potwierdziły. Zawrzała we mnie wściekłość.
-Nie dopuszczę żebyś z mojego powodu opuszczał wypad z kolegami nad jezioro. -Powiedziałam najdelikatniej jak umiałam.- Nie chcę żebyś później miał do mnie żal o to że gdy twoi znajomi się świetnie bawili ty siedziałeś uwięziony ze mną kiedy mi nic nie jest-Powiedziałam to już trochę mniej panując nad sobą.
-Nie będę miał żalu...-zaczął ale ja mu się wcięłam
-Nic mi nie jest-zapewniam- Nie chcę żebyś tu siedział polecenia tego faceta.
-A jeśli ja sam chcę tu być?-zapytał mnie poważnie. - Z własnej nie przymuszonej woli? A jeśli nie pojadę bo chcę spędzić czas z dziewczyną która wrzuciła na nie zapiekankę dzisiaj rano?- Mówił całkiem opanowany.- Jeśli tobie na tym zależy pojadę.-mówi- Jeśli mi obiecasz że poinformujesz mnie jeśli coś będzie nie tak, jeśli twój stan się pogorszy.
-Nie będę składać obietnic, których nie mogę dotrzymać-mówię z maską obojętności, a tak na prawdę chce mi się płakać, tak bardzo, że nawet jak tata nas zostawiał nie chciało mi się tak płakać.- Ale jedź. Chcę żebyś pojechał. Chcę żebyś się dobrze bawił.-Pytanie tylko czy ja sobie z tym poradzę. Muszę, nie mam wyboru.- Proszę cię jedź nad to jezioro.
- Pojadę. Niech będzie, pojadę.-mówi zrezygnowany.- Ale...
-Tak?-Pytam, mam przeczucie co teraz powie.
-Jeśli wrócę a twój stan się pogorszy...
-Nic mi nie będzie.- mówię całkiem przekonana o tym.
- Nie pogodzę się z tym że cię zostawiłem-rozumiesz?
-Nie możesz mnie zostawić. Nie jesteśmy parą żebyś miał mnie zostawić.-mówię ostro. Podnoszę się z miejsca i odstawiam sok na barek. wylewam nietknięty sok i płuczę szklankę.
-Przepraszam jeśli cię uraziłem.-Mówi też ostrym tonem.- Ale ostrzegam cię. Ja też mam uczucia. Nie mów nic czego będziesz później żałować .
- Uczę się na swoich błędach. Jak się nie przewrócę to się nie nauczę.-Mówię cicho. Kontem oka widzę jak zaciska zęby i przymyka powieki.
-Dobra. Jak chcesz. Jadę nad jezioro.- Mówi.-Zadzwonię wieczorem.-rzucił na odchodne przez ramię.
Życie nie jest idealne. My nie jesteśmy idealni. Jest pełne wzlotów i upadków. Czasem jednak nas to przerasta i nie umiemy sobie z tym radzić. W tedy zawsze możesz zwrócić się do swojego przyjaciela. On zawsze pomoże. Zawsze pocieszy, udzieli rady. Pomoże ci wyjść z tego gówna w jakie się wpakowałeś....
Click......
Wyślij....
Fajnie więc........kiedy NASTĘPNY???? :D Jewelka (twoje małe młodsze kochanie :P)
OdpowiedzUsuń"Niespodziewanie James podniósł się i wziął mnie na ręce."
OdpowiedzUsuńKobieto skąd ty bierzesz te pomysły?
Rozdział odjazdowy i zapraszam do mnie.
http://moje-opowiadanie-ikaros-chirashi.blogspot.com