N-Jest coś do żarcia.- Słysząc jego słowa wybuchliśmy śmiechem.
J-Tak. W lodówce masz sałatkę.
N-Dzięki.
J-A więc chłopaki jest taka sprawa...-urwałam bo wszyscy spoważnieli.- Widzicie musicie szukać nowego ochroniarza.
Lou-Ale jak to?
J-Widzisz Lou twoja mama tak delikatnie się wściekła i pokłócili się o tą pracę. I kazała mojemu ojcu zrezygnować albo wystąpi o rozwód.
Lou-Że co?!
T-Właśnie to.
Lou-No to nie ma o czym mówić. Zapieprzaj do domu.
T-Wyrażaj się.
Lou-Lecisz do niej i mówisz że nie masz pracy. No już
J-Mówiłam że się zgodzą...
T-Dzięki córcia.
J-No idź do niej.
T-No dobra już idę... -powiedział i ruszył do drzwi. Ja pod pretekstem że źle się czuję poszłam na górę. Położyłam się na łóżku i przykryłam kocem. Leżałam tak długo do puki nie przyszedł Harry.
H- Jess?
J-Idź sobie.
H-Co się stało?
J-Nic źle się czuję.
H- W jakim sensie?
J- Daj spokój. Idź sobie do chłopaków.
H-Nie.
J-Proszę cię.
H-Nie-odwrócił mnie do siebie. Spojrzał w moje oczy i wiem co w nich zobaczył. Ból i cierpienie. - Przesadzę jeśli cię pocałuję?
J- Tak
H-To cię pocałuję- Małpa nie dał mi zaprotestować bo wpił się w moje usta.
Ale dałam mu się całować. Raczej nie odmawiam mu pieszczot.
J- Harry już nie.
H- Jessica co się dzieje?
J-Nic-wyszeptałam i wyszarpnęła się z jego objęć. Poszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Podeszłam do zlewu i obmyłam buzię. Zastanawiałam się co ze sobą zrobić. Pod
drzwiami cały czas stał Harry i się dobijał. Zła otworzyłam mu drzwi tak żeby wpadł do środka. Wyszłam z pokoju i poszłam na dół po kosmetyczkę. Wróciłam na górę. Widziałam jak Siedział oparty o wannę z głową w dłoniach. Szybko
.jpeg)
J-Kocham cię i przepraszam. Wybacz mi-powiedziałam a on się poruszył. Zastanawiałam się czy usłyszał co powiedziałam. Położyłam się obok i leżałam. Koło południa przebudził się. Oparł głowę na łokciu i popatrzył na mnie.
H-Też cię kocham.
J-Czyli jednak to słyszałeś.
H-Tak słyszałem i chyba to ja powinienem prosić o wybaczenie po moim zachowaniu. Przepraszam.
J-Nie masz za co. Zobaczyć jak płaczesz... To było coś nieziemskiego.
H-Bez przesady.
J-No co?
H-Kocham cię. Tak mocno. Najchętniej nigdy bym cię nie wypuścił z ramion.
J- To nie wypuszczaj. ale ja wrócę z łazienki ok?-Zaśmiał się
H-Dobra leć. chyba że mam ci pomóc
J-Nie poradzę sobie
H-Dobra poczekam.-powiedział i na koniec mnie pocałował.