czwartek, 20 marca 2014

{6} Zadzwoń do niej jeżeli ci ulży.

Pojechał. Odjechał. Zostawił mnie. Poszłam na górę i położyłam się. Przykryłam kocem i leżałam. Byłam tak bardzo roztrzęsiona że długo nie poleżałam. Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie szklankę gorącej czekolady.  W kocu owinięta siedziałam na kanapie w salonie. Włączyłam sobie film "Blask tęczy" i oglądałam.
Oczami JP
Pojechałem. Zostawiłem ją. Zmusiłem się żeby jechać nad to jezioro. Wcale nie chciałem zostawiać jej.
-Ej JP- Krzyknął Mattias- Chodź do nas...
-Zaraz-odkrzyknąłem. Doprowadziłem się do odpowiedniego stanu i wyszedłem- Co jest-zapytałem-z maską obojętności.
-Idziemy na piwo-powiedział- Idziesz z nami?
-No jasne-ułożyłem usta na coś w stylu uśmiechu ale obawiam się że wyszedł tylko grymas
-Co jest?-zapytał
-Nic. Zastanawiam się tylko czy nic jej się nie stanie-mówię szczerze.
-JP. Jak chcesz możemy wrócić. Ja też niechętnie zostawiłem Lilibet
-Nie wiem-usiadłem na ławce i czekaliśmy aż kelnerka przyszła. Zamówiliśmy po piwie.
-Stary ty jesteś w nią zapatrzony.- mówi z niedowierzaniem
-Nie. Po prostu się martwię. Bardzo zmarzła w windzie i później jeszcze na tej sali gdzie była klimatyzacja.
- Spróbuj się wyluzować. Zadzwoń do niej jeżeli ci ulży.
-Nie mam numeru-powiedziałem trochę nieśmiało. Nie umiałem na niego spojrzeć. Patrzyłem na bąbelki w piwie.-A po za tym nie odbierze.
-Skąd wiesz?-zapytał Patrzył na mnie wyczekująco.
-Bo sama mnie wygoniła. Powiedziała że mam jechać i się dobrze bawić.-wyznałem. Naszą uwagę przykuł pisk dziewczyny. Odruchowo spojrzeliśmy w tamtą stronę. Jakiś blondyn przerzucał ją przez ramię. Uśmiechnąłem się na ten widok. Spojrzałem na kumpla. Przyglądał mi sią badawczo.
-No co?-zapytałem
-Weź się człowieku- szturchnął mnie w ramię i wypiliśmy po piwie. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Późnym wieczorem poszliśmy spać. Wstałem wcześnie. Zrobiłem sobie kawę i wyszedłem na taras przed domkiem. Wypiłem kawę i wstał Matt. Poszliśmy na ryby. Brały znakomicie. Mogłem się odstresować.
-Hej JP?-zapytał Matt
-Co?
-Zauważyłeś że dziewczyny przy nas są bardzo poważne?
-No. Fakt-przypomniałem sobie je w windzie. Gdy tylko weszliśmy zrobiły się bardzo poważne.- Albo nieśmiałe-powiedziałem nieświadomie
-Albo nieśmiałe-zastanowił się nad tym-Chyba raczej ta opcja-powiedział
-Taaa-przeciągnąłem to słowo. -Nosz cholera jasna-zakląłem pod nosem
-Co jest?-Zapytał
-Zeżarła mi haczyk-jęknąłem kolega zaczął się śmiać zwracając na siebie uwagę pozostałych osób.
-Ogarnij się stary-powiedziałem a chłopak starał się zapanować nad sobą.


Wróciliśmy do domu. Rozpakowałem się. Macocha dała mi obiad i wyszedłem z domu. Miałem zamiar iść na spacer. Poszedłem do parku. Usiadłem na ławce i patrzyłam na ganiające się bachory. Nie wiedziałem kiedy się ściemniło i musiałem wracać do domu. Po cichu wszedłem do domu. Ojciec znów coś odjebał. Wszedłem na pięterko i położyłem się. Usnąłem szybko. Musiałem być wyspany. Jutro szkoła.
Z samego rana zadzwonił budzik. Powoli podniosłem się i wyszykowałem. Wrzuciłem do plecaka podręczniki i zszedłem na śniadanie. Mama dała mi kanapkę do zjedzenia. Gdy odwróciła twarz w moją stronę zobaczyłem wielkiego sińca.
-Co on ci zrobił?-zapytałem
-Nic dziecko, jedz i jedź do szkoły.
-Przecież widzę.
-Nic mi nie jest-powiedziała ostro.
-Przepraszam-powiedziałem-nie chciałem cię urazić... Mamo.
-W porządku- podeszła do mnie i przytuliła delikatnie.-No a teraz do szkoły.
-Już mnie wyganiasz?-zaśmiałem się
-Tak-też się uśmiechnęła.
Czekałem przed szkołą na dzwonek... I na Tori. Ale ona się nie zjawiała. Nie przyszła. Co się dzieje? Nie wiem. Może później Matt mi coś powie.
Przed samym dzwonkiem wbiegła sama Elizabeth. A Victoria?
Na lekcjach było nadzwyczajnie nudno. Połączyli nam religię. Dwie godzimy z sorem to było zabawnie.
-Ej JP- krzyknął Nick- Idziemy?
-Gdzie?-zapytałem
-No-pokazał mi palcami odruch papierosów.-Idziemy?
-Nie ja nie chcę powiedziałem szczerze-Nie chcę.-Nagle poczułem dłoń na czole.-Co jest?-odwróciłem głowę.
-Chory jesteś-zapytała Monic ode mnie z klasy.
-Nie.-odpowiedziałem-okej.- Wyszedłem z nimi i stałem paląc tego papierosa myślami byłem gdzie indziej
-Idziesz dzisiaj?-Zapytał Matt
-Nie wiem czy będę tam mile widziany.-szczerze przyznałem
-Idź tam-powiedział a pozostali przysłuchiwali się nam.


Jak to jest że co byśmy nie zrobili jest źle. Piszesz prace jest źle, Sprzątasz jest źle a jak nie zrobisz jest jeszcze gorzej? Czasami trzeba po prostu przywyknąć i tyle. A tak między nami  jeszcze dwa dni do wyborów w szkole ma Miss :) Ciekawe kto wygra... Pewnie ta cała Monic Larosh... Och zacięta sztuka
Click....
Wyślij....


środa, 5 marca 2014

{5} Proszę nie zdemoluj mi domu kochanie.

Zdenerwował mnie kretyn. Niech on sobie nie myśli że wszystko mu wolno. Nie zwracając na nich uwagi ruszyłam w kierunku sali, w której miała być próba. Śmiało weszłam do pomieszczenia.  Jednak już po chwili ogarnęło mnie przerażające zimno. Czy tu chodzi KLIMATYZACJA?!! Nie no to już jest przegięcie. Zapięłam bluzę chłopaka i podeszłam do sceny. Rozejrzałam się ale nikogo nie było. Przy pianinie tylko siedział jakiś chłopak. Podeszłam do niego i poprosiłam żeby mi coś zagrał. Znam to. Apologize. Poprosiłam żeby mi zagrał Let it go. Kocham ten kawałek. i po mimo przeszkadzającego mi chłodu zaśpiewałam...
Zdarłam sobie gardło niesamowicie. Gdy wyszłam z sali w korytarzu siedział nie kto inny niż J.P
-Co ty tu jeszcze robisz?-zapytałam zaskoczona, jednocześnie szczęśliwa. Zignorowałam jednak ten fakt.
-Obiecałem że się tobą zaopiekuję.-odrzekł bardzo spokojnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Spuściłam tylko wzrok. Niespodziewanie James podniósł się i wziął mnie na ręce.
-Postaw mnie sama pójdę.-Powiedziałam stanowczo. Brunet zatrzymał się i delikatnie mnie postawił, odsunęłam się i zaczęłam schodzić powoli po schodach-Dziękuję- zaczęłam nieśmiało, postanowiłam, że skończę tylko na tym za nim powiem coś głupiego, na prawdę głupiego, np. "Podobasz mi się" czy coś  w tym stylu.
- Nie masz za co dziękować-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Nie jedziesz mad jezioro?-zapytałam żeby podtrzymać rozmowę.- Mną się nie przejmuj. Dam sobie radę. -Powiedziałam to udając że się czuję znakomicie. Jednak zależało mi na tym żeby ze mną został. Znamy się bardzo krótko i nie chcę się angażować. Raz już się tak sparzyłam. Nie chcę więcej. Wyszliśmy z budynku i powolnym krokiem zmierzaliśmy ku mojemu domowi. Przed domem czekała mama.
-O  rany dziecko moje nic ci nie jest?- Zapytała
- Mama?-zapytałam zdziwiona- Miałaś być przecież u cioci.
- Miałam ale jak się dowiedziałam co się stało to zostałam.
-Nic mi nie jest.-powiedziałam. Coś za moimi plecami przykuło jej wzrok.
-Kto to jest-zapytała patrząc na mnie przenikliwie. Wiedziałam jej świdrujące spojrzenie. Obejrzałam się. Chłopak uśmiechnął się i podszedł bliżej.
-To jest James-powiedziałam spokojnie. Nie spodziewałam się że tak spokojnie zareaguje. Widać James jej przypadł do gustu i go polubi.
-Dzień dobry.-Przywitał się grzecznie- James Parker- powiedział a moja mama rozpłynęła się.- Profesor kazał mi się ją zaopiekować ale się upiera że nic jej nie jest.
-Wejdźmy do środka- Zaproponowała moja mama. O nie. Co ona robi?- Proszę- zacisnęłam zęby i ruszyłam do domu.
- Chodź-powiedziałam cicho i zaprowadziłam go do kuchni.- Napijesz się soku?-zapytałam.
-Chętnie.-Powiedział, uśmiechając się tak pięknie że aż zatyka człowieka. Odwróciłam się po szklanki, biorąc dwie postawiłam je na stole, sięgając po sok, który stał na blacie podałam mu opakowanie żeby nalał sobie soku.- Nalać i tobie?-pyta niskim zachrypniętym głosem.
-Poproszę-odpowiedziałam uprzejmie starając się nie zwracać uwagi na jego sprawne ruchy, nie wierzę, że chłopak na którego wpadłam dzisiaj z zapiekanką na przerwie siedzi właśnie w moim domu i pije sok! I to w dodatku pomarańczowy!
-Dobrze dzieci ja wychodzę-powiedziała mama- Proszę nie zdemoluj mi domu kochanie.-zastrzegła.
-Zrobię co w mojej mocy-krzyknęłam za nią na co chłopak uśmiechnął się. 
-Jesteś niesamowita wiesz?-wyznaje, mówiąc to spuszczam wzrok i mimowolnie przygryzam wargę.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie-mówię, chcąc zmienić temat. Przyglądałam się swoim paznokciom. Moje dłonie leżały na udach więc patrzyłam pod stół.
-Nie, nie jadę-mówi.
-Dlaczego-pytam się. Mam nadzieję że to nie przeze mnie
-Ponieważ mam polecenie profesora i zamierzam dotrzymać słowa.- Moje przypuszczenia się potwierdziły. Zawrzała we mnie wściekłość.
-Nie dopuszczę żebyś z mojego powodu opuszczał wypad z kolegami nad jezioro. -Powiedziałam najdelikatniej jak umiałam.- Nie chcę żebyś później miał do mnie  żal o to że gdy twoi znajomi się świetnie bawili ty siedziałeś uwięziony ze mną kiedy mi nic nie jest-Powiedziałam to już trochę mniej panując nad sobą.
-Nie będę miał żalu...-zaczął ale ja mu się wcięłam
-Nic mi nie jest-zapewniam- Nie chcę żebyś tu siedział  polecenia tego faceta.
-A jeśli ja sam chcę tu być?-zapytał mnie poważnie. - Z własnej nie przymuszonej woli? A jeśli nie pojadę bo chcę spędzić czas z dziewczyną która wrzuciła na nie zapiekankę dzisiaj rano?- Mówił całkiem opanowany.- Jeśli tobie na tym zależy pojadę.-mówi- Jeśli mi obiecasz że poinformujesz mnie jeśli coś będzie nie tak, jeśli twój stan się pogorszy.
-Nie będę składać obietnic, których nie mogę dotrzymać-mówię z maską obojętności, a tak na prawdę chce mi się płakać, tak bardzo, że nawet jak tata nas zostawiał nie chciało mi się tak płakać.- Ale jedź. Chcę żebyś pojechał. Chcę żebyś się dobrze bawił.-Pytanie tylko czy ja sobie z tym poradzę. Muszę, nie mam wyboru.- Proszę cię jedź nad to jezioro.
- Pojadę. Niech będzie, pojadę.-mówi zrezygnowany.- Ale...
-Tak?-Pytam, mam przeczucie co teraz powie.
-Jeśli wrócę a twój stan się pogorszy...
-Nic mi nie będzie.- mówię całkiem przekonana o tym.
- Nie pogodzę się z tym że cię zostawiłem-rozumiesz?
-Nie możesz mnie zostawić. Nie jesteśmy parą żebyś miał mnie zostawić.-mówię ostro. Podnoszę się z miejsca i odstawiam sok na barek. wylewam nietknięty sok i płuczę szklankę.
-Przepraszam jeśli cię uraziłem.-Mówi też ostrym tonem.- Ale ostrzegam cię. Ja też mam uczucia. Nie mów nic czego będziesz później żałować .
- Uczę się na swoich błędach. Jak się nie przewrócę to się nie nauczę.-Mówię cicho. Kontem oka widzę jak zaciska zęby i przymyka powieki.
-Dobra. Jak chcesz. Jadę nad jezioro.- Mówi.-Zadzwonię wieczorem.-rzucił na odchodne przez ramię.


Życie nie jest idealne. My nie jesteśmy idealni. Jest pełne wzlotów i upadków. Czasem jednak nas to przerasta i nie umiemy sobie z tym radzić. W tedy zawsze możesz zwrócić się do swojego przyjaciela. On zawsze pomoże. Zawsze pocieszy, udzieli rady. Pomoże ci wyjść z tego gówna w jakie się wpakowałeś....
Click......
Wyślij....