sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział -15-

                                       Dzień przeszczepu
        Siedziałam w szpitalu kiedy zabrali Harrego na oddział. Chłopaki starali się ślinie mnie pocieszyć. Nie wiedziałam czy przeżyje. Nie wiedziałam czy wszystko pójdzie dobrze. Nie wiedziałam czy dziecko będzie miało ojca.
J-A jak on umrze?
N-Mała spokojnie.-powiedział uspokajającym głosem
J-A jeśli coś pójdzie nie tak?
Li-Jess do cholery jasnej- Warknął.
J-Skoro tak was denerwuje to pójdę sobie na dwór na ławkę.
Li-Proszę bardzo. Będzie trochę spokoju.
Z-Liam
Li- Co?
     Dalej ich nie słuchałam. Wyszłam Z oddziału a później ze szpitala. Usiadłam na słońcu. Siedziałam tak trochę i zobaczyłam że Liam idzie w moją stronę. Siada bez słowa obok i obejmuje mnie ręką.
J-Żyje?
Li-Nie wiem. Przyszedłem cię przeprosić.
J-Nie masz za co. Miałeś rację.
Li-Nie to ja jestem nerwowy.-powiedział
J-Liam. Jeśli on nie przeżyje... Pomożesz mi przy dziecku?
Li-Pomogę. Jeśli przyjmiesz moje przeprosiny.
J-Przyjmę.-powiedziałam z uśmiechem.
Li- Ale on przeżyje-powiedział stanowczo.- To silny facet. Wiesz...-zaczął- On bardzo przeżywał rozstanie z tobą- wyznał.- Ale się nie poddał walczył dalej o ciebie. I wywalczył swoją miłość. On cię kocha i nawet jeśli odejdzie będzie obok ciebie.
J-Liam-wyszlochałam.
Li-Nie płacz-powiedział i przytulił mnie do siebie. Wszyscy teraz przeżywamy. I nikt nie wiedział że jest chory. Znamy dość długo. Ale nigdy nie wspomniał.
J-Może nie wiedział-usprawiedliwiałam go. Moja córka poruszyła się we mnie chyba na znak zgody. Liam też to poczuł.
Li-Chyba mi tu nie rodzisz co nie?
J-Nie. Tylko się kręci-powiedziałam i sięgnęłam po rękę Liama. Opierał się na początku ale się przekonał. Uśmiechnął się kiedy mnie kopnęła.
Li-Nie boli cię to?
J-Czasami jak kopnie w żebro to boli ale tak to nie.
Li- To musi być fajne uczucie co?
J-No fajne, fajne.
Li-Wracajmy już. Zaraz pewnie zabieg się skończy.-powiedział
J-Tak. Chodźmy-potwierdziłam kiwaniem głowy. Powoli weszliśmy do budynku i powolnym krokiem udaliśmy się do wind. Odczekaliśmy aż zjedzie któraś. Wsiedliśmy i wjechaliśmy na piętro. Liam wprowadził mnie i posadził na krześle.  Wzięłam kubek z herbatą i upiłam spory łyk. Złapałam drugi i trzeci i w końcu wyszedł lekarz.
L-Pani Styles?
J-Tak-odwróciłam głowę w jego stronę A on tylko pokręcił głową przecząco. Załamałam się. Wstałam z krzesła kiedy zaczął dalej mówić
L-Jestem pod wrażeniem tego w jakim tempie to zrobiliśmy.
J-Słucham?
L-On żyje. Ale nie wiem czy na 100% przeżyje ten przeszczep-powiedział. - Zadecydują o tym te 24 godziny.
Z-A jakie jest prawdopodobieństwo że on umrze?
L-Co 5 przypadek umiera-powiedział i wrócił na salę.
               Mijały godziny a on się nie budził. Jego bicie serca spadało cały czas. Nie wiedziałam co będzie dalej. Za tydzień mam termin porodu.
Trzymałam jego rękę kiedy....